poniedziałek, 26 września 2011

Rozdział V: Początki szkolenia. Decyzja


      Niespiesznym krokiem szli za młodym Magiem. Teraz nie towarzyszył mu wilk ani olbrzymie, nieznane im zwierzę przypominające kota.
- Jeśli macie jakieś pytania, pytajcie śmiało – powiedział Eshan, choć miał szczerą nadzieję ich uniknąć. 
Miał już dość tego dnia. Zbyt wiele się wydarzyło i sam już nie wiedział, o czym ma myśleć. Amarin, Cień, Se’ale, ludzie, zbyt wiele pytań, za mało odpowiedzi.
- To zwierzę... – zaczął Yel, nie mając pojęcia, jak je określić. – To... Co to jest?
- Chodzi ci o Nirvina? – zapytał Mag i, nie czekając na odpowiedź, wyjaśnił: - Hariony to szlachetna rasa, są nieśmiertelne, jak Elfy. A raczej wiecznie młode, choć hariona trudno zabić. Są towarzyszami Cieni, większości Magów i Wojowników. Służą nam jako wierzchowce, ale potrafią też doskonale tropić. Bywają nieocenione w walce. Jako drapieżnicy, są zabójcami idealnymi. Bezszelestne, jak koty. I, jak koty, dają się oswoić tylko do tego stopnia, do jakiego zechcą.
- Nie boicie się ich trzymać?
- Nie. One nie atakują ludzi, jeśli nie czują się zagrożone. Nasze mięso wybitnie im nie smakuje. Podobno harion prędzej umrze z głodu, niż tknie człowieka.
- W naturze też nie atakują? – spytał Iastin.
- Hariony nie występują w naturze. Samice opiekują się młodymi tylko do czasu, aż wyrosną im zęby. Wtedy młode mogą jeść mięso, więc matka je opuszcza. Ale kociaki same nie są w stanie sobie poradzić. Żyją tylko dzięki ludziom. Jednak, gdy ginie właściciel, one odchodzą i większości nikt nigdy więcej nie widuje.
- Umierają? – zapytał ze smutkiem Yel.
- Nie wiem. Nigdy nie widziano martwego hariona na wolności. Wiemy tylko, że za partnerów uważają nas i resztę życia spędzają samotnie. 
- Przecież mogą żyć wiecznie – przypomniał Iastin.
- Mogą i teoretycznie powinny być ich setki. A widziano może ze cztery w ostatnich stuleciach. Niektórzy wierzą, że po śmierci właściciela bogowie zabierają wierne stworzenia do swojego świata. Inni twierdzą, że to mistrzowie kamuflażu i po prostu ich nie dostrzegamy.
- To smutne – przyznał Yel. – Nie można znaleźć im nowych właścicieli?
- Nie. One uznają tylko jednego pana i tylko jemu będą posłuszne. Są wierne aż do końca.
- Mówiłeś, że kilka widziano. Jak to możliwe, skoro bogowie je zabierają?
- Prawdopodobnie za każdym razem widziano tego samego hariona. Ostatni raz trzydzieści lat temu. Ludzie twierdzą, że widują go codziennie, ale raczej trudno uwierzyć, że spaceruje sobie po mieście i ratuje biedaków przed złodziejami. Jakaś kobieta opowiadała ostatnio, że ocalił ją przed upadkiem, a potem niósł jej zakupy do domu – wyjaśnił, śmiejąc się cicho.
- Kim był ten harion? – dopytywał zaciekawiony Yel. – Znaczy, do kogo należał?
- Nikt nie wie na pewno. Jeden z Magów, który go widział, rozpoznał w nim Gneda, postać z portretu władców w zamku w Noami. Gned należał do króla Jemaina. Jego oddanie ojczyźnie do dziś pozostało wzorem. Król zginął w walce, przelewają krew za swój lud. Jak mówi legenda, przed śmiercią rozkazał Gnade’owi chronić królestwo. Od tamtej pory harion przemierza je wzdłuż i wszerz, wypełniając ostatnią wole pana, jako nasz cichy obrońca. 
- Wierzysz w to? – spytał rudowłosy.
- Jestem Magiem, wiarę w plotki i legendy pozostawiam zwykłym śmiertelnikom.
- Magowie są nieśmiertelni? – spytał Iastin.
- Nikt nie jest nieśmiertelny. A wiecznie młode są tylko Elfy i Anioły oraz kilka stworzeń, jak hariony czy smoki – powiedział Eshan, zatrzymując się u skraju puszczy. – Jesteśmy na miejscu. Do zobaczenia wkrótce.
- Do zobaczenia – odpowiedział Yel.
Pozostali byli zbyt pogrążeni we własnych myślach, by odpowiedzieć.
            Kiedy cztery postacie wyszły na skąpaną w promieniach słońca łąkę, Eshan zawrócił. Szedł powoli, nie zwracając uwagi na otoczenie. Niespodziewanie o coś zaczepił i z łoskotem wylądował na ziemi. Odwrócił się, chwytając za bolący piszczel, kiedy poczuł ostrze przy szyi.
- Co robisz? – spytał Cień.
Nagłe pojawienie się mężczyzny w czarnym płaszczu kompletnie go zaskoczyło. Nim zastanowił się nad odpowiedzią, Cień zrobił to za niego.
- Spacerujesz po puszczy, w której aż roi się od Se’ali. Gdybym to ja był jednym z nich, byłbyś martwy – powiedział, cofając ostrze.
Schował miecz do pochwy ukrytej pod płaszczem.
- Zamyśliłem się – wyjaśnił chłopak.
- Magowie, nic tylko myślicie. Świat byłby piękniejszy, gdyby coś wam z tego wyszło.
- Ty też jesteś Magiem – przypomniał Eshan.
- Owszem. Ale potrafię się obejść bez godzinnego zastanawiania się, nim rzucę zaklęcie.
- Przyszedłeś tu, by mnie obrażać? – spytał, podnosząc się z ziemi.
Ze zdziwieniem odkrył, że Cień sięga mu ledwie ramienia.
- Nie. Przyszedłem cię czegoś nauczyć. Kiedy cię powaliłem, pomyślałeś chociaż o obronie? – spytał, poczym sam sobie odpowiedział: - Nie, oczywiście, że nie. Jesteś Magiem, musiałbyś się zastanowić. A na to nie dałem ci czasu. Lekcja numer jeden: Cień jest zawsze czujny. Nigdy nie wiesz, kiedy i gdzie pojawi się wróg. Trwa wojna, choć osobiście bym tak tego nie nazwał. Nim przeciwnik otwarcie zaatakuje, wyeliminuje tylu Cieni, ile się da – ostrzegł. – A ty jesteś jednym z nas.
- Nikt nie wie, że jestem Cieniem – zauważył Eshan.
- I nikt się nie dowie. Ale nie stójmy tu jak kołki. Wyjaśnię ci wszystko po drodze.
Obaj niespiesznie ruszyli przed siebie, od czasu do czasu mijając drzewa i krzewy.
- Już dawno temu zauważyliśmy, że przy Cieniach większość traci głos. Każdy staje się przesadnie ostrożny. Nikt, kto zagraża królestwom, nie będzie otwarcie działał, kiedy my kręcimy się w pobliżu. Co jak co, ale plotki o tym, gdzie jesteśmy i dokąd idziemy, rozchodzą się zadziwiająco szybko.
- Przecież potraficie się kryć. Możecie stawać się niemal niewidzialni.
- O tak, kryjemy się perfekcyjnie. Zwłaszcza na tłocznych ulicach w środku dnia. Kto by w tłumie kolorowych ubrań dostrzegł kogoś w czarnej pelerynie, komu reszta ludzi schodzi z drogi, jakby był, co najmniej, królem?
Jak dotąd Eshan nigdy nie zastanawiał się nad legendami, jakimi owiani są Cienie. Często widział, jak idąc ulicą, ludzie rozglądają się z niepokojem, szukając w tłumie postaci w czerni.
- To niemożliwe – przyznał w końcu, uśmiechając się do siebie. – Musielibyście zdjąć płaszcze.
- I tak robimy.
- A ludzie się nie domyślają?
- Wszyscy zgodnie sądzą, że jak już raz założymy płaszcz, to nie ściągamy go do końca życia. Stosujemy najprostsze rozwiązania, a wszyscy myślą, że mamy nadnaturalne zdolności. A my po prostu potrafimy słuchać, obserwować i kojarzyć fakty.
- Po co to? – zapytał Eshan.
- Przecież musimy wiedzieć, co się dzieje. Chyba nie sądzisz, że czytamy w myślach?
Cień zatrzymał się gwałtownie. Nie miał wątpliwości, że chłopak tak właśnie sądził. Eshan również przystanął. Oczywiście, że tak myślał, przecież wszyscy tak myślą.
- Załamujesz mnie – stwierdził Agoan, nie zdradzając  rozbawienia. – Tak, czytamy w myślach, stajemy się niewidzialni, przenikamy przez ściany i zabijamy na odległość. Pewnie jeszcze się klonujemy i teleportujemy, bo ponoć wszędzie nas pełno – zakpił.
Chłopak wpatrywał się w Cienia, nie wiedząc, co powiedzieć. Wcale by się nie zdziwił, gdyby to potrafili. W końcu w każdej plotce tkwi ziarno prawdy. Cienie nie byliby tak skuteczni, gdyby potrafili tylko to, co zwykli Magowie.
- Nie można stać się niewidzialnym ani zabijać na odległość. Gdyby tak było, pozabijalibyśmy się stulecia temu.
- Naprawdę? Ze wszystkich rzeczy, które wymieniłem, za niemożliwe uważasz tylko te dwie?
- Uważam, że wszystkie te czynności są niemożliwe - poprawił się Eshan.
- Owszem, wszystkie – zgodził się mężczyzna, po czym dodał: - Poza tymi dwoma.
Tylko dzięki silnej woli udało mu się jeszcze nie roześmiać.
- Ale... Jak? – spytał młodzieniec. – Nawet magią nie można zabić na odległość! Nie maga!
- Czyżby? Uważasz, że nie mógłbym cię teraz zabić, bo stoisz pół metra dalej?
- Mógłbyś, ale...
- Pół metra to nie odległość? – wtrącił, przystając.
- Odległość, ale ludzie mówią, że możecie zabić kogoś w sąsiednim królestwie!
- A wiesz, niedawno słyszałem, jak pewien Mag mówił, że wiarę w plotki i legendy pozostawia prostym wieśniakom. 
Eshan wpatrywał się w Cienia, nie mając pojęcia, co powiedzieć, żeby nie zrobić z siebie jeszcze większego błazna.
- Zrobimy tak: ty, drogi Magu, wykażesz się inteligencją, o której plotkują prości wieśniacy i zrób to, co wszyscy Magowie robią bezustannie. Pomyśl, jak zabić na odległość. A ja w tym czasie... – zaczął, siadając pod drzewem. Ułożył się wygodnie i dokończył: – Zdrzemnę się.
Eshan wpatrywał się w twarz ukrytą pod głęboko nasuniętym kapturem. Nie miał pojęcia, jak Cień cokolwiek spod niego widzi. Postanowił nie zawracać sobie głowy takimi szczegółami, a skupić się na tym, co wie o magii. Wiedział, jak uśmiercać z pomocą mocy. Nie było to proste zadanie, ale nie niemożliwe. Ale odpowiedź nie mogła być tak banalna. Szukając drugiego dna, zaczął krążyć w pobliżu.
            Agoan ułożył ręce pod głową w chwili, kiedy chłopak odwrócił wzrok. Teraz z szerokim uśmiechem czekał na jego reakcję.
~ Dobrze się bawisz? – usłyszał w myślach.
~ Równie dobrze, jak ty – odpowiedział, choć z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. – Myślałem, że zaraz ze śmiechu na ziemię spadniesz.
~ Gdybym spadł, ten biedny chłopiec dostałby zawału.
~ Myślisz, że dusząc się ze śmiechu, byłbyś przerażający?
~ Jestem bogiem śmierci. Zawsze jestem przerażający. Już się nie mogę doczekać, kiedy on mnie zobaczy.
~ A ja żałuję, że mnie przy tym nie będzie – odpowiedział Cień.
            Eshan nie ustając w swej wędrówce oczywiście nie słyszał myślowej wymiany zdań. Nie miał nawet pojęcia, że nie są tu sami. Pochłonęły go magiczne pojedynki. Mogły ciągnąć się godzinami, do póki któraś ze stron nie wyczerpała mocy lub nie wymyśliła podstępu, uderzając kilkoma pociskami naraz lub tworząc iluzje. Jednak trudno uwierzyć, by Cienie marnowały bezcenną moc i czas. Musiało istnieć inne rozwiązanie...
- Nie mam... – zaczął, poddając się. Spojrzał na odpoczywającego Cienia, jednak nie było po nim śladu. Nie dokończył już wypowiedzi.
Pod drzewem leżała jedynie gruba gałąź i rósł kolczasty krzew. Eshan mógłby przysiąc, że chwilę wcześniej tego tu nie było. Wpatrywał się w nie przez dłuższą chwilę, po czym uniósł dłoń. Narysował wskazującym palcem drobny znak i maleńka stróżka błękitnej magii pomknęła ku gałęzi.
- Źle! – krzyknął Agoan. W tym samym momencie jego iluzja się rozwiała.
Eshan aż podskoczył, cofając się o krok.
- Co to miało być? – spytał, wymachując w powietrzu dłonią.
- Zaklęcie – odpowiedział chłopak, nawet się nie zastanawiając.
- Zauważyłem, że to zaklęcie. Tylko, po co wymachiwałeś tym palcem? Skoro przeciwnik stoi dwadzieścia metrów od ciebie, to nie dziwne, że nie możesz go zabić, skoro mu machasz, żeby się przesunął.
- Mogę rzucić niewidzialny czar.
- Tak, ale kiedy mu pomachasz, on zdąży odmachać, rzucając pięć swoich, także niewidocznych klątw i nadal może uciec, a ty będziesz martwy.
- Jeśli nie wykonam żadnego gestu, nie będzie się spodziewał ataku – oznajmił Eshan, wreszcie rozumiejąc.
- Owszem, ale...?
- Cios będzie niewidoczny – dokończył z uśmiechem.
- Czy to było takie trudne?
- Taki sposób walki jest łatwy tylko w teorii. Niewielu magów rzuca niewidoczne zaklęcia, a zwłaszcza bez pomocy słów i gestów.
- Uczą was tego, ale nigdy razem – przypomniał Cień. -  To zbyt niebezpieczne. Ćwiczycie tak długo, że wasza moc automatycznie wykonuje polecenia na konkretne gesty. 
- Dzięki temu zaklęcie nagle nie zmienia się z niegroźnego w śmiertelne – dodał chłopak. – Magowie nigdy tak też nie walczą, mogliby niechcący zagrozić samym sobie, gdyby coś rozproszyło ich uwagę.
- Jeśli chodzi o likwidowanie przeciwników, to nasze metody różnią się od metod Magów. Zaatakować bez żadnego ostrzeżenia mógłby każdy. Ale musi on widzieć cel. Wspominałeś, że możemy zabić kogoś znajdującego się w inny królestwie. W teorii możemy, w praktyce nie starczyłoby nam mocy.
- Więc jest to możliwe – przyznał ze strachem Eshan.
Nagle poczuł się bezbronny. Był w prastarej puszczy, zupełnie nieznanym miejscu. Gdzieś tam mógł czyhać Mag, zdolny zabić go w ułamku sekundy. A on nie miałby szans na obronę.
- Możliwe, ale nie masz się czym martwić. Potrafią to tylko wyszkoleni Cienie, więc nie spotkasz wroga, który mógłby tego użyć. A poza tym, ma to spore ograniczenia i raczej rzadko możemy skorzystać z tej sztuczki – wyjaśnił, podnosząc się z ziemi. – A teraz wracajmy. Udowodniłem, że obie rzeczy są możliwe.
- Obie? Przecież... – zaczął chłopak.
- Jak uśmiercać, wiesz, a sekret niewidzialności przed chwilą widziałeś.
Czarnowłosy spojrzał na drzewo, poczym rzekł:
- To była iluzja. Każdy ją zna – mówił, doganiając oddalającego się Cienia.
- Zna, ale nie używa na sobie. Jak zapewne wiesz, iluzja rozwiewa się po dotknięciu. Rzucając ją na siebie, nie mógłbyś mrugnąć powieką. Już nie wspomnę o oddychaniu.
- Ty się ukryłeś.
- Bo jestem Cieniem. Iluzja na grocie, w której chwilowo mieszkamy, jest również naszym dziełem.
- Jak długo trwa szkolenie Cienia?
- Krótko. Pokazujemy tylko nieco inny sposób posługiwania się magią. To, czy coś jest możliwe czy nie, będzie określała tylko wyobraźnia i poziom mocy.
- Nie wierzę, że to wszystko jest takie proste.
- Banalne – zapewnił Agoan. – Po kilku latach ćwiczeń.
- Wiedziałem, że gdzieś jest haczyk – przyznał młody Mag. Nie miał ochoty przez kolejne lata być tylko uczniem. - A jak czytacie w myślach?
- Odprowadzając ludzi, opowiedziałeś im o Gnedzie. Jak myślisz, skąd to wiem?
- Podsłuchiwałeś – odpowiedział bez wahania.
- Tak. Powiesz mi, skąd znasz tę legendę, czy sam mam prześwietlić ci wspomnienia? – spytał z nikłym uśmiechem.
- Mistrz Viden mi powiedział. Opowiadał wiele legend, o niektórych też czytałem. Ale jak miałbyś prześwietlić mi wspomnienia?
- Po co miałbym to robić? Sam mi powiedziałeś.
Przez resztę drogi Cień już nic nie powiedział, a Eshan wolał nie pytać. Miał już dość zagadkowych odpowiedzi mężczyzny.
            Przed wejściem do ukrytej groty, Cień zatrzymał się na moment.
- Nie przejmuj się, wszyscy, których szkoliłem, na początku wychodzili na głupców – powiedział i zniknął we wnętrzu iluzji.
Eshan stał przez chwilę, nie rozumiejąc. Przemyślał wszystko, co dziś usłyszał. W końcu roześmiał się głośno i poszedł w ślad za mężczyzną. Ciekawe, ile jeszcze prostych sztuczek kryje się wśród „nadzwyczajnych” umiejętności Cieni.

*** 
            Iastin leżał na łóżku, wpatrując się w pobielany sufit. Rozmyślał o wszystkim, co wydarzyło się wczorajszego dnia. Posiadał moc, coś, co na Aslarze może przynieść mu tylko śmierć. Jako dziecko marzył o życiu w innym królestwie, wśród elfów i aniołów. Często wyobrażał sobie, jak wyglądałoby jego życie, gdyby był Magiem. A teraz, gdy jego marzenia z dzieciństwa się spełniały, nie wiedział, co robić. Nie mógł tak po prostu zostawić babci. Nieważne, że nie byli spokrewnieni. Joanna dała mu dom i wiele nauczyła. Iastin nie pamiętał innej rodziny. Nikt nie znał jego rodziców, nikt go nie chciał. Tylko miejscowa zielarka zajęła się sierotą. Zawsze czuł, że nie jest stąd, a teraz już wiedział na pewno. Posiadał magię, a więc jego korzenie są w Indenrow. I podobnie, jak Cor, pragnął wrócić tam, gdzie, jak wierzył, jest jego miejsce.
            Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Do pokoju weszła Joanna, pytając:
- Jeszcze śpisz?
- Nie, po prostu rozmyślam.
- Ubierz się i chodź na śniadanie – poleciła.
            Kilka minut później siedzieli przy kuchennym stole, jedząc kromki chleba posmarowane konfiturami i popijali je ziołową herbatą.
- Babciu, - zaczął Iastin, odkładając niedojedzoną kanapkę - poza elfami i aniołami, jakie rasy żyją w Indenrow?
Staruszka przyglądała mu się przez chwilę nieodgadnionym wzrokiem.
- Tak nagle cię to interesuje? Kiedy ci opowiadałam, twierdziłeś, że ta wiedza nie jest ci potrzebna.
- Bo nie jest – skłamał. – Tak tylko pytam.
- Indenrow to królestwo ludzi. Anioły z elfami przebywają tam, ponieważ to neutralny grunt. Mówiłam ci kiedyś, że te rasy najchętniej pozabijałyby się wzajemnie. Dla dobra traktatu, omawiają wszelkie problemy właśnie tam. A co do istot, to coatlowie rzadko bywają w Indenrow. A teraz, skoro zjedliśmy śniadanie, chodź ze mną – poleciła z uśmiechem Joanna.
            Udali się do pokoju, w którym zielarka od lat przygotowuje swoje wywary i suszy zioła. Kobieta wzięła przewieszoną przez oparcie krzesła pelerynę i zarzuciła ją na ramiona Iastina. Przypięła srebrne agrafki w kształcie listka do koszuli blondyna i z zadowoleniem powiedziała:
- Gotowe. Byłeś nim owinięty, kiedy cię znalazłam – wyjaśniła, zakładając chłopakowi kaptur. – Teraz przynajmniej na ciebie pasuje.
- Ale... – zaczął Iastin. – Chcesz mi go dać?
- Raczej oddać. Korzystałam z niego, gdy byłeś dzieckiem. Czas najwyższy, by wrócił do właściciela - sięgnęła po skórzany pas leżący na stole i podała go Iastinowi. - On też należał do ciebie.
Niebieskooki z zaciekawieniem przyglądał się czarnemu paskowi, a najbardziej pochwie przypiętej do niego. Składała się z maleńkich, czarnych łusek. Na myśl od razu przyszła mu inna, identyczna. Miał ją Mag, z którym wczoraj się spotkał. Ostrożnie dobył długiego sztyletu. Ostrze błysnęło.
- Miałem nawet broń?
- Tak, ale uznałam, że taki nóż w rękach trzylatka jest zbyt niebezpieczny – wyjaśniła, obserwując podopiecznego, który oglądał broń z każdej strony.
- Uważaj, ostry! – krzyknęła zbyt późno.
- Ał! – syknął Iastin, gdy ostrze przecięło skórę na palcu.
- Jednak dobrze zrobiłam, przygotowując również to.
Wyciągnęła dłoń z sakiewką, którą chwilę wcześniej wzięła ze stołu.
- Co to?
- Zioła. Zaparzone służą do przemywania ran. Powinieneś już wiedzieć, w jakich ilościach je stosować.
- Wiem – zapewnił, chwytając woreczek.
- Przygotowałam ci jeszcze kilka przypraw – powiedziała, wskazując kolejną sakiewkę położoną tam, gdzie poprzednia. – Zawsze narzekasz, że za mało doprawiam potrawy. Od teraz możesz sypać do nich tyle ziół, ile zapragniesz.
- Dziękuję. A to? – wskazał maleńką fiolkę z żółtym płynem.
- Antidotum na jad żmii. Ale pamiętaj, nie zadziała on w przypadku pustynnej lub białej. Jakbyś kiedyś zapuścił się na pustynię, to uważaj.
- Czemu miałbym się tam zapuszczać?
- Bo nie sądzę, abyś potrafił tu żyć. Daję ci to na wypadek, gdybyś zechciał odejść.
- Miałbym cię zostawić?
- Może i jestem stara, ale nie niedołężna! Zawsze wiedziałam, że w końcu zajmiesz się własnym życiem. Masz już dziewiętnaście lat, zacznij wreszcie myśleć o sobie. A mną się nie przejmuj.
Iastin przyglądał się prezentom, zamyślony. Czyżby Joanna wiedziała? Tylko skąd? Chciał ją zapytać, lecz ściskające gardło zaklęcie uniemożliwiło ten zamiar. Jeśli kobieta wie, musi to przyznać sama. A jeśli ją także wiąże zaklęcie, mogła zrobić tylko tyle. Chłopak bardzo chciał w to wierzyć. Mieć pewność, że Joanna poradzi sobie bez niego. 
 
***
            Yel siedział na fotelu i ze znudzeniem obserwował poczynania przyjaciela.
- Jak myślisz, jak dotrzemy do Indenrow? – zapytał Cor.
- Zapewne statkiem. Żyjemy na wyspie – przypomniał rudzielec.
- Może...
Szatyn stał przed otwartą szafą, nie mogąc się zdecydować, co zabrać.
- Pamiętaj, że bagaż ma być mały – przypomniał Yel, po raz setny tego dnia.
- Wiem, wiem. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. A jak będzie zimno?
- Weźmiesz płaszcz. Nie sądzę, aby o tej porze roku padał śnieg.
- A jak na statku spotkamy sztorm? – spytał złotooki, przewidując najgorsze.
- To na pewno nie pozwolą ci stać na pokładzie i przeszkadzać.
- Chyba masz rację – przyznał w końcu. – Yel, nadal chcesz ze mną iść? - spytał z obawą.
Zrozumiałby, gdyby przyjaciel się rozmyślił. Choć bardzo chciał go mieć przy sobie.
- Oczywiście – zapewnił rudzielec. – Jestem spakowany od kilku miesięcy. Na wszelki wypadek, gdybyś zamierzał zniknąć i mi nie powiedzieć.
Cor uśmiechnął się i w końcu wybrał jeden rodowy płaszcz z pięciu takich samych.
- Chyba wszystko.
- Niemożliwe, pakujesz się dopiero pół dnia.
Szatyn zaśmiał się, a dźwięk ten wywołał uśmiech na twarzy Yela.
- W takim razie przerwa, zgłodniałem. Chodźmy na obiad.
- Teraz to już wczesna kolacja – odparł Yel.
  
*** 
            Issmira czytała właśnie przygodową powieść, kiedy drzwi jej pokoju otworzyły się i dziewczyna ujrzała w nich własną matkę.
- Masz gościa – oznajmiła kobieta, wpuszczając blondwłosego chłopaka do środka.
- Iastin! – zawołała Iss, zaskoczona wizytą przyjaciela.
- Cześć. Nie przeszkadzam? – spytał.
- Nie, właśnie czytałam książkę. – Odłożyła lekturę na bok. Skrzyżowała nogi, robiąc tym samym miejsce naprzeciw siebie. – Usiądź.
- Bawcie się dobrze – powiedziała kobieta i zamknęła drzwi pokoju córki.
- Co postanowiłaś? – zapytał, siadając u brzegu łóżka.
- Jak, co... Chodzi ci o magię? – spytała szeptem. – Nigdzie nie idę! – zapewniła stanowczym tonem. – I ty chyba też nie chcesz...
- Chcę – przerwał. – Przyszedłem się pożegnać.
- Zwariowałeś?! Nie masz pojęcia, co cię tam czeka!
- Nie – przyznał spokojnie Iastin. – Ale wiem, co tu mnie czeka. Nic.
- Nie mów tak. Wychowałeś się tu. Tu jest twój dom – przypomniała, starając się nie podnosić głosu.
- Nie pochodzę stąd.
- A niby skąd? Z jakiegoś odległego królestwa?
- Nie zmienię zdania, Iss. Jutro rano już mnie tu nie będzie.
- I tak po prostu zostawisz Joannę? – zapytała, chwytając się ostatniej deski ratunku. – Ona nie jest już tak młoda, jak jej się wydaje.
- Rozmawiałem z nią.
- Jak to.. A zaklęcie?
- Nie rozmawialiśmy o tym, gdzie i kiedy zamierzam się wyprowadzić. Ona sama zaczęła ten temat. Mam wrażenie, że wie o wszystkim.
- Skąd miałaby wiedzieć?
- A skąd wie tyle o Indenrow? O elfach, aniołach, coatlach? O magii? – wymieniał chłopak.
- Nie wiem, ale na pewno sama tam nie była. Iastin, nie wmawiaj sobie czegoś tylko po to, aby zagłuszyć sumienie!
- Może i nie – przyznał. – Ale ja chcę tam iść. Przemyślałem wszystko, Joanna sobie poradzi.
- A nie obchodzi cię, co się stanie ze mną?
- Jestem pewien, że doskonale dasz sobie radę.
- Ona cię wychowała! Wszystkiego nauczyła, a ty chcesz odejść?
- Nie próbuj wzbudzić we mnie litości. Jestem jej wdzięczny, ale nie zostanę tu – powiedział, wstając.- Żegnaj.
- Iastin, poczekaj! Iastin!
Wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
- Więc idź! Mam to gdzieś! Nidzie się nie ruszam, rozumiesz!? – krzyczała, bliska płaczu.
Opadła na poduszki, nie wiedząc, co miałaby teraz zrobić. Kochała blondyna. Wszystkie jej plany i marzenia związane były z nim. A on chce odejść do nieznanej im krainy.
            Tej nocy spakowała się i wypakowała kilka razy. Ostateczną decyzję podjęła dopiero nad ranem.

6 komentarzy:

  1. wymiana zdań o machaniu była bardzo interesująca xd. w ogóle cała rozmowa Eshana z Cieniem była.. zabawna? chyba tak ^^.
    Hariony to całkiem fajne stworzenia. polubiłam je :3.
    Iastin spakowany i teraz może wyruszyć w podróż w nieznane! a zakochana w nim kobieta za nim. pewnie potem i tak okaże się gejem i jej plany o ślubie, dzieciach i szczęśliwej rodzince legną w gruzach XDD.

    Ay

    OdpowiedzUsuń
  2. "Tak, ale kiedy mu pomachasz, on zdąży odmachać, " Nie mogłam przestać się śmiać. Co oni z tym machaniem? Dobre to było. W sumie cała ta rozmowa była świetna. :D

    To chłopcy wyruszają w drogę. Czeka ich nowy świat, życie, a Iss pewnie podąży za Iastinem.

    Ciekawa historia o Harionach i mimo wszystko smutna. Pan umiera, a Harion... wygląda jakby rozpływał się w powietrzu.

    Weny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero dzisiaj trafiłam na twojego bloga i wszystkie rozdziały przeczytałam z przyjemnościa:) Podoba mi się świat, w którym obsadziłaś bohaterów i sam pomysł na fabułe - nie da się niczego przewidzieć, a ja lubię być zaskakiwana;) Masz też lekki styl pisania - tylko pozazdrościć i życzyć dalszej weny:) pozdrowienia:) zaczek

    OdpowiedzUsuń
  4. O jej... Magi, różne dziwne stworzenia, aż miło się czyta. Od pierwszego zdania wiedziałam już, że będzie coś z tym związane... tak, po słowie 'magiem" nie trudno się domyślić xD
    Jak będę miała więcej czasu to doczytam od początku.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    /meska-dziwka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Akcja szybko ruszyła :) Najbardziej podoba mi się Eshan i nagła zmiana w jego życiu. Ogólnie pomysł z Cieniami i to kim są w Twoim świecie jest bardzo ciekawe :)

    Kohaku

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy zamysł świata i fajnie zapowiadająca sie historia. Szkoda tylko że notki są tak nieregularnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń