czwartek, 1 września 2011

Rozdział IV: W głębi Pustej


Przepraszam! Naprawdę, bardzo przepraszam za tak długą przerwę. Malum zrobiła sobie urlop, a bez weny nie mogłam pisać. W dodatku mam remont i tylko po sklepach jeżdżę. Postaram się już w miarę systematycznie dodawać notki^^
***
            Syczące ze wściekłości Se’ale podzieliły się na dwie grupy. Część ruszyła w pogoń za ludźmi, pozostali mieli zabić Elfa. Jeden Mag, choćby obdarzony nieograniczoną mocą, nie mógł się z nimi równać.
Wyklęci byli odporni na magię. Uwięzione na wieki we własnych, martwych ciałach, zbliżały się do Amarina, wyciągając kościste dłonie. Chłopak mógł tylko odwlekać nieuniknione i czekać na cud. Uderzał magią raz za razem, spowalniając napastników. Magiczne pociski ginęły w deszczu fioletowych iskier, rozcinane przez szpony Se’ali.
            Nagle powietrze ze świstem rozcięły wirujące, błękitne dyski. Gałęzie z trzaskiem łamały się i opadały na ziemię, tworząc luki, które przepuściły światło. Przeraźliwy krzyk Se’ali rozniósł się po lesie. Niespodziewanie oślepiony jasnością i zaatakowany piskliwym dźwiękiem Amarin upuścił miecz i zatkał uszy, tym samym wystawiając się na śmiertelny cios. Wyklęty nie potrzebował wzroku, by zabić. Doskoczył do bezbronnego chłopaka, zwalając go swoim ciężarem z nóg. Zimną dłoń zacisnął na gardle ofiary.
            Amarin resztką sił próbował odsunąć rękę wroga od szyi, a druga już opadała na niego z obnażonymi szponami. Czarny kształt skoczył ku nim. Ostre kły wbiły się w ramię Se’ala, wydobywając z jego gardła przeraźliwy krzyk. Siła ataku wilka uwolniła Amarina spod ciężaru wyklętego. Przez chwilę chłopak nie wiedział, co się stało. Czy śmierć go zabrała, czy ktoś wyrwał go z jej objęć? Ktoś chwycił go w ramiona, mówił słowa, których sens do niego nie docierał. Nadal czuł dotyk Se’ala na skórze. Serce biło mu nienaturalnie szybko, z trudem łapał każdy oddech, jakby w powietrzu zabrakło tlenu. Płuca i gardło bolały, jak gdyby przy każdym wdechu łykał rozżarzone węgielki.
- Amarin! – dotarło.
Widział przed sobą znajomą twarz, na której malował się strach i troska. I te niebieskie jak wody oceanu oczy. Dlaczego nie zauważył ich wcześniej?
- Eshan – powiedział zachrypniętym głosem.
Już wiedział, gdzie jest. W objęciach przyjaciela, który ocalił mu życie.
            Se’ale uciekły w cienie drzew. Rozszerzone do granic źrenice były zbyt wrażliwe na światło. A walka na oślep z trójką przeciwników nie miała sensu. Ciche szepty rozeszły się po lesie, nim przeklęci znikli w mrokach puszczy, jak we mgle.
            Viden na grzbiecie Nithry już zwyczajnym tempem zbliżył się do młodych magów. Zeskoczył z wierzchowców tuż przy nich. Położył dłoń na ramieniu Elfa, pytając:
- Jesteś cały?
- Tak, ale spłukany z mocy – odpowiedział.
Mag przeniósł wzrok na drugiego chłopaka, mówiąc:
- Pomysł ze światłem znakomity. Ale drugi raz nie dadzą się tak podejść.
- Nie myślałem, że teraz się uda – przyznał Eshan. – Chciałem odciągnąć ich uwagę.
- Rozumiem. A teraz zajmij się zwierzakami. Nithra zabierze Amarina do groty.
Biała jak śnieg samica hariona bez najmniejszego sprzeciwu niosła na swym grzbiecie niemal bezwładne ciało Elfa. Viden, upewniwszy się, że Amarin jest zbyt zmęczony, by podsłuchiwać i oglądać się za siebie, zbliżył się do Eshana.
- Zdejmij ten płaszcz – rozkazał.
Chłopak przerwał na moment owijanie bandażem zranionej łapy wilka. Ułożył ją ostrożnie na ziemi i wykonał polecenie mistrza, po czym bez słowa wrócił do opatrywania zwierzęcia.
- Chyba nie myślałeś, że ukryjesz się przed nimi na długo?
- Nie – przyznał czarnowłosy. – Chciałem was ocalić i ocaliłem. Teraz mogą mnie zabić.
Zawiązał końcówkę bandaża, zastanawiając się, co teraz zrobić. Nie żałował swojej decyzji, ale wcale nie chciał umierać. A już na pewno nie jako zdrajca Isegrian. Kolejne słowa Maga rozwiały jego wszelkie nadzieje.
- On już tu jest.
Przerażony chłopak podniósł wzrok na mistrza.
- Z wiadomości przesłanej przez Amarina wynika, że ludzie uciekli w tamtą stronę – wskazał dłonią północny wschód. – Ponieważ cała czwórka widziała Se’ali, lepiej będzie, jeśli sprowadzisz wszystkich.
- Ale... – zaczął Eshan.
- Se’ale nie zaatakują ponownie. Część z nich jest oślepiona, a pozostałych odstrasza Cień – wyjaśnił. - Powodzenia – dodał i odwrócił się od chłopaka, wolnym krokiem zmierzając do groty.
            Eshan przez dłuższy czas wpatrywał się w plecy mistrza. On miał znaleźć ludzi? Nie, miał iść na spotkanie ze śmiercią. Viden bez wahania wydał go Cieniom. Ale czego miał się spodziewać? Cienie to Cienie. Z nimi się nie dyskutuje, ich się słucha. A skoro ma zginąć, nie będzie uciekał. Nie jest zdrajcą. On to wie, reszta nie musi.
- Nirvin! – zawołał.
Gdzieś za jego plecami rozległo się ciche warczenie. Nirvin leżał ukryty w krzakach, groźnie obnażając kły. Nie wiedział, czy jest wściekły na pana, który przyprowadził go w to przerażające miejsce, czy na wilka, który walczył z potworami, gdy on stchórzył i ukrył się tutaj.
- Chodź, mały.
Ostrożnie wysunął się z kryjówki, gotów w każdej chwili się bronić. Nie podszedł do chłopaka. Był zły i nie zamierzał udawać, że jest inaczej.
            Ater również podniósł się z ziemi. Pokuśtykał do maga i trzymając zranioną łapę w powietrzu, czekał na polecenia.
            Eshan ruszył w kierunku wskazanym wcześniej przez Videna.
- Ater! – zawołał. – Szukaj!
Czarny jak noc wilk zaczął krążyć w pobliżu z nosem przy ziemi. Znalazł trop i już bez problemu ruszył świeżym śladem. Biegł wolnym truchtem, lekko kulejąc. Tuż za nim podążali Eshan z Nirvinem.
            Nie minęło wiele czasu, gdy Ater gwałtownie stanął. Zjeżył sierść, płasko kładąc uszy i ukazał kły. Dla Eshana znaczyło to jedno: obcy. I nie ci, których tropili.
- Masz bardzo mądrego wilka – usłyszał.
Dźwięk dobiegł z góry. Prześlizgnął spojrzenie po koronach drzew, jednak dopiero po chwili dostrzegł człowieka w czerni i to tylko dlatego, że ten się poruszył. Nie widział twarzy Cienia, lecz doskonale czuł na sobie jego wzrok.
- Wiesz, po co tu jestem, Eshanie – powiedział.
- Wiem – przyznał.
Stał dumnie wyprostowany, choć kończyny miał jak z waty. Teraz nie byłby w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Świadomość nadchodzącej śmierci paraliżowała go. Ale był z siebie dumny. Jego głos nie zadrżał. Nie żałował swojej decyzji i tylko dlatego nie okazał lęku. Nie zdradził królestwa. Ukradł płaszcz, bo musiał.
- Zapewne to by się nie stało, gdyby Cień nie został wezwany – powiedział, jakby właśnie czytał myśli chłopaka. – Wbrew temu, co sądzą zwykli Isegrianie, jest nas niewielu. I nie jesteśmy nieomylni. Potrzebowaliśmy go, więc wrócił. Nie miał pojęcia, że Viden jest już w drodze.
- Wasz błąd mógł ich kosztować życie! – krzyknął Eshan.
Nie miał pojęcia, po co Cień się tłumaczy. Mieli ich chronić, nie zabijać.
- Na szczęście zdążyłeś w samą porę.
- Tak. A ty możesz mnie za to zabić!
Niedawny lęk o przyjaciela zmienił się w złość. Zapewne, gdyby nie rozmawiał z wysoką rangą osobą, rzuciłby w Cienia paroma potężnymi zaklęciami i roztrzaskał nim drzewa. Amarin mógł zginąć. Mógł stracić przyjaciela...
- Podszywanie się pod Cienia jest karane śmiercią. Nawet sobie nie wyobrażasz, jakiego zamieszania narobiłeś na przystani. Najpierw jeden Cień każe się wieść na Aslarę. Niespodziewanie wraca, a jego miejsce zajmuje dwóch Magów. Tuż za nimi kolejne dwa Cienie płyną na tę wyspę. Wiesz, co myślą ci biedacy?
Nie odpowiedział. Mógł się domyślać, jakie wyolbrzymione plotki rozeszły się po królestwie. Nikt przecież nie wie, że on tylko udawał Cienia, a ten drugi ścigał jego. Zaczną wyobrażać sobie monstrualne bestie czyhające w tej prastarej puszczy.
- A teraz dodaj do tego wiadomość, że powróci tylko jeden Cień – kontynuował człowiek w czerni.
Panika. Marynarze będą omijali te rejony szerokim łukiem. Nie chciał wzbudzać jeszcze większego strachu w ludziach, których już dostatecznie przeraża wojna.
- Jesteś jednym z najpotężniejszych Magów. Wróżono ci świetlaną przyszłość, a ty nas zdradziłeś.
- Nie zdradziłem! – zaprzeczył. – Ratowałem przyjaciół! I bez wahania zrobiłbym to drugi raz! – zapewnił Eshan.
Świadomość rychłej śmierci budziła grozę, ale od początku wiedział, co niesie za sobą jego plan. Szalony, ale skuteczny. Był jedynym wyjściem. Jego życie za życie Amarina. Teraz już wiedział na pewno, nigdy nie zawahałby się zginąć za tego Elfa. Nie wyobrażał sobie życia ze świadomością, że go stracił. Przyjaciel był jego jasną iskierką radości w tych ponurych czasach.
- W historii Cieni było kilkudziesięciu podobnych przebierańców. Wszyscy zrobili to dla własnych korzyści i ponieśli śmieć. Jesteś pierwszym, który uczynił to w tak szlachetnym celu. Co nie zmienia wyroku. Skazano cię na śmierć. A żaden Cień nie może kwestionować decyzji drugiego Cienia. – Zamilkł na chwilę. Chłopak nie próbował się tłumaczyć czy protestować. Ze spokojem przyjął do wiadomości te informacje. Uśmiechnął się, choć młody Mag nie mógł tego dostrzec i kontynuował: - Mogę darować ci życie pod jednym warunkiem. Zostaniesz jednym z nas i złożysz Przysięgę Se’ali. Teraz.
            Eshan stał osłupiały, patrząc na postać owiniętą ciemnym materiałem. On miałby być jednym z nich? Cieniem?
            Jeśli odmówi, umrze i już nigdy nie zobaczy Amarina.
            Ale Przysięga Se’ali była niemal zakazana. Nikt przy zdrowych zmysłach jej nie składał. Poza Cieniami. Dzięki niej wszyscy mogli im bezgranicznie ufać. Nie będą mogli zdradzić. W chwili, kiedy spróbują, spotka ich los o wiele gorszy od śmierci. Staną się Se’alami. Wyklętymi duszami błądzącymi po świecie, aż po kres jego istnienia. Albo jeszcze dłużej.
            Wiedział, że nigdy nie zdradziłby swojego kraju. Nigdy nie zdradzi Isegrian. Skąd więc to wahanie? To nie przysięga budziła w nim strach, a jej złamanie. Czyżby wątpił w swoją lojalność?
- Zgoda – powiedział w końcu.
Jako Cień pozna tajniki magii niedostępne zwykłym Magom. Będzie miał dostęp do wszystkich dokumentów i informacji. Będzie mógł chronić przyjaciół. A to było dla niego najważniejsze. Władza się nie liczyła.
- Cieszę się. Ale najpierw musisz wiedzieć, co przysięgasz. Nasza najważniejsza zasada mówi: Najpierw wszyscy, potem jeden... 
 
***

            Nie mieli pojęcia, jak długo ani dokąd biegli. Iastin już dawno stracił orientację w terenie. Ostre gałęzie rozcinały ich skórę i zaczepiały o włosy. Gęsta roślinność spowolniła goniące ich stwory, dzięki czemu zdołali uciec.
            Wyczerpani, w końcu zmuszeni byli przystanąć. Choć Se’ali zostawili daleko w tyle, strach ich nie opuszczał.
            Skrajnie zmęczona Issmira osunęła się po pniu drzewa na ziemię. Ból w piersi był nie do zniesienia. Z trudem oddychała. Nigdy dotąd nie biegła tak szybko.
            Gdy nieco ochłonęła, rozejrzała się za towarzyszami. Cor i Yel leżeli nieopodal na plecach. Tylko Iastin stał jeszcze na własnych nogach, patrząc w stronę, z której przybyli.
- Zgubiliśmy ich? – spytała.
- Tak – odparł.
Iss wcale nie poczuła się lepiej. W głosie przyjaciela brakowało jej spokoju i pewności siebie.
- I siebie też – dodał.
Blondyn nie miał pojęcia gdzie się znajdują.
- Jak to siebie też?! – zapytał Cor, podnosząc się do siadu i z niepokojem patrząc na rzędy identycznych drzew. – Ty musisz wiedzieć, jak stąd wyjść! Przecież znasz puszczę!
Niebieskooki spojrzał na chłopaka, uśmiechając się złośliwie. Wielki dziedzic wyglądał teraz jak przerażony kociak. Przyszedł za nimi, to teraz ma za swoje.
            W ciszy, jaka zapanowała, słychać było rytmiczny tupot.
- Ktoś idzie – stwierdził Yel. – A raczej coś – poprawił się.
Iss i Cor wytężyli słuch. Cichutki, ledwo słyszalny odgłos wcale nie przypominał im kroków.
- Kuleje – dodał rudzielec. – To jakiś pies.
- Skąd to wiesz? – spytał Iastin.
Był pod wrażeniem umiejętności chłopaka. Chwilę temu sam zastanawiał się, co nie pasuje w tym odgłosie. Sam domyślił się, że to zwierzę. Teraz musiał przyznać Yelowi rację, zwierzę utykało.
- Jestem jednym ze służących w domu Cora. Nauczyłem się rozróżniać wszystkich po krokach.
- Bzdura – zaprzeczył złotooki. – Jesteś moim przyjacielem. I jeśli mówisz, że to pies, to jest to pies.
- Raczej wilk – poprawił rudzielec. – W lesie raczej nie ma psów.
Trzask łamanych gałęzi dochodził z coraz bliższej odległości. Cokolwiek się zbliżało, nie próbowało się skradać.
            Cor, Yel i Issmira podnieśli się z ziemi. Cała czwórka wstrzymała oddech, patrząc w tym samym kierunku. Gałęzie poruszyły się i ich oczom ukazał się czarny wilk. Lewą łapę miał starannie owiniętą bandażem. Zwierzę zrobiło jeszcze kilka kroków, po czym usiadło, unosząc zranioną kończynę. Ku przerażeniu Iastina, odgłos kroków nie ucichł. Teraz słyszał wyraźne kroki człowieka. Wilk łamał łapami chrust, zagłuszając ten odgłos. Gdy zwierzak siedział, dźwięk stał się wyraźnie słyszalny.
            Nawet nie próbowali uciekać. Byli już zbyt zmęczeni.
            Eshan wyszedł z cienia drzew. Przystanął przy wilku, głaszcząc zwierzę. Idący tuż za nim bezszelestny drapieżnik zawarczał, ukazując ostre kły.
- Jaki ty odważny, jak stoisz za mną – powiedział chłopak.
Nirvin przystanął obok pana, trącając pyskiem jego rękę. On też chciał być głaskany. Albo znów się obrazi. Nie mając innego wyjścia, Mag drapał za uszami oba pupile.
- Mogę wiedzieć, co wasza czwórka robi w tej puszczy?
- O to samo możemy zapytać ciebie – odpowiedział Iastin.
- Wasz Lord nie uznaje puszczy za część swojego terytorium. Wolno mi tu przebywać, kiedy tylko mam ochotę – odpowiedział, zaskoczony odwagą blondyna.
W jego oczach nie dostrzegł cienia strachu, a przecież już widok Nirvina powinien wzbudzać w nim panikę.
- Nie sądzę, aby bezpiecznie było stać tu i rozmawiać. Se’ale mogą wrócić. Czy zgodzicie się pójść za mną?
- Kto wróci? – dopytywał Yel.
- Te przeklęte stworzenia, co nas goniły – wyjaśnił Cor.
- Skąd to wiesz? – spytał Iastin, na moment spuszczając Maga z oczu.
- Domyśliłem się – skłamał.
Zdumiony Eshan patrzył na szatyna. Nie miał pojęcia, skąd chłopak wie o wyklętych, ale teraz na pewno nie puści tej czwórki wolno.
- Czemu mielibyśmy z tobą iść? – spytał Cor.
- Bo nie macie innego wyjścia – wyjaśnił, posyłając niewidzialny promień magii.
Otoczył ludzi i pchnął lekko do przodu. W chwili zetknięcia się jego magii z ich ciałami ze zdziwieniem odkrył zapieczętowane moce.
- Pójdziecie dobrowolnie? – spytał.
Wcale nie chciał ciągnąć ich taki kawał.
            Iastin przez chwilę analizował sytuację. Jeśli się nie zgodzą, Mag ich zmusi. Jeśli zaś pójdą sami, może nadarzy się szansa ucieczki. Już miał się odezwać, gdy ktoś go uprzedził.
- Ja pójdę sam – zapewnił Cor.
Ta odpowiedź już nie zaskoczyła Eshana. I jak przypuszczał, blondyn już po sekundzie powiedział to samo. Pozostała dwójka zgodziła się, biorąc przykład z przyjaciół.
~Ciekawe, czy zdają sobie sprawę z posiadanych mocy.
            Nirvinowi nie podobali się obcy. Był głodny i chciał w końcu dostać obiecany obiadek. Już mu ślinka ciekła na myśl o przysmaku. Ale samym wyobrażeniem nie mógł zapełnić żołądka.
            Szli w zupełnej ciszy. Iastin nie wymyślił żadnego planu ucieczki. Musiał w końcu przed samym sobą przyznać, że wcale go nie szukał. Chciał wiedzieć, co takiego ma im do powiedzenia Mag i kim są Se’ale. I na bogów, skąd Cor o nich wiedział?
            W głowie Eshana również kłębiło się mnóstwo pytań. Został Cieniem. Nie miał jeszcze pojęcia, jakie czekają go obowiązki, ale już się ich bał. Czy poradzi sobie z tak ogromną odpowiedzialnością? Czy nadmiar władzy go nie zniszczy? Co będzie z jego przyjaciółmi? Z Amarinem, z Liemem i Millien? Jeśli dowiedzą się, kim jest, zaczną go unikać. Zawsze omija się Cieni. A jeśli nie powie, będzie musiał kłamać jeszcze nie raz, aż w końcu zagubi się w sieci własnych łgarstw. Wtedy na pewno przestaną mu ufać.
            Gdy doszli do celu, zatrzymał się. Co powie Viden, gdy ujrzy go żywego? A gdy się dowie, kim się stał? Będzie się obawiał zemsty byłego ucznia? Posłał go na pewną śmierć bez wahania. Tylko czy on chciał się mścić? Odpowiedź była prosta: nie. I nie chodziło o przysięgę, która mu to uniemożliwiała. On po prostu nie był mściwy. Mógłby bezkarnie uprzykrzać mu życie, tylko nie widział w tym sensu. Viden był potrzebny jego ojczyźnie. Nie, teraz już nie może myśleć tylko o jednym królestwie. Viden był potrzebny wszystkim Isegrianom.
            Odetchnął, odkładając troski na bok. Rozejrzał się uważnie, po czym ruszył przed siebie wprost na gigantyczny głaz. Issmira nieświadomie wstrzymała oddech. Niespodziewanie obraz kamienia zafalował, a postać chłopaka znikła w jego wnętrzu.
- To tylko iluzja – usłyszeli wzmocniony echem głos.
Przez chwilę obserwowali spękany, otulony mchem i bluszczem głaz. Wrogie spojrzenia Cora i Iastina spotkały się.
- A wy znowu swoje – rzucił Yel głosem nie tak pewnym, jak zwykle i postąpił kilka kroków.
Czuł dziwne mrowienie skóry w chwili przenikania przeszkody. Uderzył go chłód, lecz nie ciemność, jak się spodziewał. U szczytu skalnej kopuły unosił się trzaskający, spokojny płomień. Zafascynowany obserwował zrodzony z magii ogień, gdy na jego plecy ktoś wpadł. Zaskoczony zrobił krok naprzód i ze strachem spojrzał przez ramię.
- Cor – powiedział z ulgą.
- Problemy z Issmirą – odpowiedział złotooki, uprzedzając pytanie.
 ~To dlatego wszedłeś przed nim – pomyślał rudowłosy, woląc nie wypowiadać tego na głos.
            Skryte w cieniu drzew postacie rozmawiały przyciszonymi głosami
- Iastin – szepnęła bliska płaczu Issmira.
- Nie mamy już wyjścia. Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy.
- To nie jest pocieszenie. On jest Magiem, jeśli ktoś się dowie...
- O ile Cor będzie trzymał język za zębami, nikt się nie dowie – zapewnił. – Chodź - chwycił dłoń przyjaciółki i delikatnie, acz pewnie, pociągnął ją ku skale.
Wnętrze groty okazało się jedynie przedsionkiem głębszej jaskini. Nad stromymi i śliskimi schodami nisko wisiał sufit, utrudniając schodzenie. Ściany również pokrywała wilgoć, toteż stąpali niezwykle ostrożnie, jedno za drugim. Potknięcie się któregokolwiek oznaczałoby upadek całej piątki.
Kilkanaście stopni wijących się w spiralę doprowadziło ich do obszernego, skrytego w większości w cieniu, pomieszczenia. Byli mile zaskoczeni, gdy pokój okazał się suchy i ciepły. Cor z grymasem wytarł śliskie od wilgoci ścian ręce w nową koszulę.
- Witajcie – usłyszeli.
- Mistrzu – odpowiedział Eshan, wykonując delikatny ukłon.
Viden odpowiedział na ten gest uśmiechem i przeniósł wzrok na pozostałą czwórkę. Nie dziwiła go obecność młodego Maga, albo perfekcyjnie to ukrył.
            Iastin przez dłuższy czas patrzył obcemu w oczy. Mężczyzna nie opuścił wzroku nawet na chwilę, co zaczęło go niepokoić. Zielone tęczówki nie wyrażały wrogości i w końcu dał za wygraną, prześlizgując spojrzenie po całej postaci Maga. Cienie pod oczami zdradzały zmęczenie, a niewielkie zmarszczki i pasma siwizny niemłody już wiek. Ubrany był w jasne spodnie, zapewne z drogiego materiału i długi, brązowy płaszcz z szerokimi rękawami. Na kolanach mężczyzny spoczywała ciemnobrązowa pochwa. Wyglądała, jakby wykonano ją z maleńkich łusek. Srebrną  rękojeść ukrytego w niej miecza zdobił ciemnoczerwony, emanujący własną aurą, kryształ.
- Usiądźcie, proszę.
Mag wskazał stojące nieopodal fotele. Żadne z nich nie widziało takich wcześniej i tylko Cor zgadywał, że są to staromodne, wiekowe już meble.
            Kiedy zajęli swoje miejsca, Iastin powrócił do obserwacji, udając zwyczajne zaciekawienie.
~Jest czujny – pomyślał  Eshan, obserwując go kątem oka.
Uwagę blondyna przyciągnął skryty w całkowitym cieniu kat pokoju. Jego wzrok, przyzwyczajony do wiecznego półmroku Pustej, gdzie spędzał sporo czasu, dostrzegł zarysy postaci. Nie miał wątpliwości, że osoba ta celowo nałożyła czarne szaty, aby się tu ukryć. Twarz obcego musiał skrywać kaptur. Nie chcąc zdradzić swojego odkrycia, podążył wzrokiem dalej.
            Agoan uśmiechnął się do siebie. Ten chłopak zdecydowanie na niego patrzył, choć tylko przez chwilę.
            Gdy Mag uznał, że fascynacja gości podziemną kryjówką minęła, zaczął mówić:
- Nie wiem, ile powiedział wam Eshan, ale zapewne nic.
- Miałem ich tu przyprowadzić, nie informować – przypomniał.
- Miałeś dostać nauczkę i dostałeś – poprawił Viden i uśmiechnął się do ucznia.
Eshan stał osłupiały.
- Wiedziałeś!? – spytał oskarżycielskim tonem.
- Oczywiście, że wiedziałem – przyznał. – Inaczej bym cię tam nie wysłał – zapewnił.
Czarnowłosy uśmiechnął się, czując ulgę. Mistrz nie zamierzał wydać go Cieniom.
- Taka kara wystarczy? – spytał Viden.
- W zupełności – zapewnił.
- Amarin jest obok. I zajmij się Nirvinem
Chłopak spojrzał na wymienione stworzenie. Harion siedział przy wyjściu i wpatrywał się w niego intensywnie, groźnie mrużąc oczy. Eshan poczuł ciarki na plecach. Dziwne, że nie poczuł tego wzroku wcześniej. Ogon Nirvina drgał niebezpiecznie, gdy zwierzak bezgłośnie upominał się o obiecany obiad.
- Masz rację, jeszcze trochę i zje mnie – powiedział, kierując się do wyjścia.
Nie wszedł na schody, jak się spodziewał Iastin, a zniknął w jakimś pomieszczeniu obok, a wraz z nim oba zwierzaki. Blondyn przeklął się w myślach. Jak mógł, wchodząc, nie dostrzec drugiego pokoju?
- Zapewne nie domyślacie się, po co was tu przyprowadziliśmy.
- Ja wiem – odpowiedział Cor.
Iastin, Issmira, a nawet Mag, spojrzeli zaskoczeni na chłopaka. Tylko Yel wpatrywał się w kamienistą podłogę.
- Moja babcia była Magiem. Powiedziała mi.
- Rozumiem – przyznał Viden. – A rodzice?
- Mama zmarła, jak miałem trzy lata. Nigdy nie chciała odblokowania mocy. A ojciec o niczym nie wie.
- Twoja babcia nałożyła blokadę?
- Tak.
- Podjąłeś decyzję?
- Tak, chcę...
- Idę z tobą – oznajmił rudowłosy, hardo patrząc w oczy przyjaciela.
- Yel, już ci mówiłem...- zaczął Cor
- Nie obchodzi mnie to! – ponownie wszedł mu w słowo. – Idę i już! Obiecałem cię pilnować i zamierzam dotrzymać słowa.
- Ale...
- Nie ma „ale” – wtrącił, nie dając szatynowi dojść do słowa.
Viden spoglądał na nich z lekkim uśmiechem. Jeszcze nie wiedział, po co Enia kazała mu zabrać całą czwórkę, ale raczej nie powinien mieć z tym problemu.
- Musicie wiedzieć, że Indenrow grozi wojna – powiedział. - Życie tamtejszych Magów nie jest tak kolorowe, jak wam się tu wydaje.
- Chcę tam wrócić – przyznał Cor.
Aslara nigdy nie była jego ojczyzną. Odkąd poznał prawdę, pragnął wrócić do kraju, który jego babcia musiała opuścić. Ona nie zdołała ochronić królestwa, które kochał. Indenrow był jej domem. Nie mógł pozwolić, by ojczyzna jego babci obróciła się w pył. A Yel był jego przyjacielem i w głębi serca cieszył się, że uparty chłopak będzie mu towarzyszył.
- Co Cor ma wspólnego z nami? – spytała Issmira cichym głosem.
Jeszcze zanim zadała pytanie wiedziała, że będzie tego żałować. Mag sprowadził ich tu w jednym celu. A ona o magii nie chciała słyszeć. Pragnęła wrócić do domu, obudzić się z tego koszmaru. Chciała żyć jak dotychczas. Chciała, aby ten dzień okazał się tylko złym snem.
- Nic. Zbieg okoliczności – odpowiedział Viden. Zastanowił się chwilę nad kolejnymi słowami i rzekł: - Tylko tyle, że blisko mieszkacie. Ale zapieczętowanie magii was też dotyczy.
W umyśle Iastina odbijało się jedno słowo: magia. Wszystko, czego uczyła go Joanna, sprowadzało się do tego słowa.
- Nie mam pojęcia, kto zablokował moc Iastina i zgaduję, że on też tego nie wie – powiedział Mag.
Oczy Videna i Iastina spotkały się.
- Co w zasadzie jest mało ważne – kontynuował. – Ciebie, Issmiro, zapieczętowałem ja, na prośbę twoich rodziców. Ale w pewnym sensie ich okłamałem. Oczywiście, nigdy nie użyjesz mocy, póki jest blokada. Mogę zdjąć pieczęć. Wybór należy do ciebie.
- Więc mogę tu zostać? – zapytała z nadzieją.
- Oczywiście – zapewnił Viden, po czym zwrócił się do całej czwórki: - Macie dwa dni. Zastanówcie się dobrze. Jeśli odejdziecie wraz ze mną, już nigdy nie wrócicie na Aslarę. Raz użytej mocy nie można zablokować. Spotkamy się trzeciego dnia tuż przed wschodem słońca. W tym samym miejscu, w którym dziś przekroczyliście granicę lasu. Radziłbym nie zabierać zbyt dużego bagażu. 
Pogrążony we własnych myślach Iastin kątem oka dostrzegł niespodziewany ruch Maga. Mężczyzna wskazującym palcem narysował jakiś wzór w powietrzu. Nim zdążył zareagować, runa rozbłysła złotawym światłem, a cieniutkie nitki pomknęły ku nim. Nieznana siła wdarła im się do ust. Coś ścisnęło gardło, na moment stracili oddech.
- Wybaczcie – powiedział Viden, gdy moc ustąpiła. – Muszę się zabezpieczyć. Jeśli ktoś was teraz zapyta, gdzie byliście, będziecie musieli kłamać. Zaklęcie nie pozwoli prawdzie przejść przez wasze gardła. Miedzy sobą możecie rozmawiać do woli, ale w ten sekret nie wtajemniczycie już nikogo więcej – wyjaśnił. – Nie zdołacie tego nawet napisać. I nie radziłbym próbować, zaklęcie mogłoby was udusić. A teraz pozwólcie, że Eshan odprowadzi was do wyjścia. Mam nadzieję, że wszyscy spotkamy się już niebawem.

4 komentarze:

  1. coraz bardziej kocham to opowiadanie (:
    Eshan jest świetny, już go uwielbiam <3. i teraz przynajmniej wiem, o co chodzi z tym "Dzieje Se'ala". bo to będą (są) dzieje Eshana! jaka ja mądra, ah, ah xdd.
    ta dwójka (Cor i Yel), hm.. chyba ich polubiłam. chyba ^^

    weny, weny i żeby Malum nie robiła sobie więcej tak długich urlopów! :*

    Ay

    OdpowiedzUsuń
  2. Już chcę kolejny rozdział. :D
    Dzieciaki pewnie się zgodzą, chociaż decyzja jest trudna. Iastinowi będzie ciężko zostawić babcię. Issmira w ogóle nie ma ochoty opuszczać domu. Co do Cora i Yela, to tworzyli by ładną parę. Mnie się wydaje, że Yel coś czuje do przyjaciela i przez to pójdzie za nim wszędzie. :D
    Eshan jest cudny. Przyznam, że przez chwilę bałam się, że to właśnie jego uśmiercisz. Ciekawi mnie reakcja Amarina na wieść o tym kim został jego przyjaciel.
    Zwierzaki są świetne. :d Masz wyobraźnię. :D
    "- Masz rację, jeszcze trochę i zje mnie" Pomyślałam sobie o tym samym przy tym zdaniu "Już mu ślinka ciekła na myśl o przysmaku." :D

    Weny i to dużo, bo ja chcę tu widzieć często rozdziały. Ten był fantastyczny. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam twojego bloga od dziś i muszę przyznać że jest świetny. Myślałam że tylko jeden jest magiem a jest nim cała czwórka. Bosko. Nie jestem dobra w komentowaniu. Wolę czytać nowe notki. A więc niecierpliwie czekam na kolejną

    Eterna

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje opowiadanie bardzo mnie wciągnęło! Sam pomysł na fabułę, postacie Cienie są bardzo logiczne, ciekawe a nie jakieś kiczowate. Bardzo podoba mi się Eshan i jego wilk.
    Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieje, że nie zdecydowałaś przestac pisać bo widzę, że rozdział jest z początku września xD

    Pozdrawiam i zapraszam również do siebie :)

    Kohaku

    OdpowiedzUsuń