niedziela, 17 lipca 2011

Rozdział III: Se'ale


Budynek Gildii mieścił się w północno-wschodniej części Noami. Wysoką na siedem pięter, wybudowaną na planie koła budowlę porastał ciernisty bluszcz. Trująca roślina skutecznie uniemożliwiała wspinaczkę po wiekowej wierzy. Wysokie, masywne drzwi zaskrzypiały przeraźliwie, gdy Eshan wychodził na zewnątrz. Czarne włosy falowały na wietrze, kiedy zbiegał po szerokich schodach. Zirytowany chłopak nie zwrócił najmniejszej uwagi na uskakujących mu z drogi, pospiesznie kłaniających się służących. Ze srogim wyrazem twarzy szedł ku legowiskom. Jeden z opiekunów poinformował go o powrocie pupila. Eshan miał zamiar dobitnie powiedzieć Nirvinowi, co sądzi o jego wycieczkach i skrócić je raz na zawsze. Roztrzepany zwierzak wymykał się już niemal każdej nocy.
           Chłopak obszedł wieżę dookoła. Jego oczom ukazał się opłakany stan Nirvina oraz niebieska woda i zieleń otaczających jezioro roślin w tle. Smukłe, sięgające mu już powyżej pasa w kłębie zwierzę z rozdrażnieniem cięło powietrze ogonem. Beżową, muśniętą jasnym brązem sierść pokrywał kurz i posklejało błoto. W długą, jasną grzywę wplątały się gałązki krzewów i liście drzew. Całe postanowienie Maga o skarceniu zwierzaka trafił szlag. Nie mógł być surowy, kiedy widok pupila go rozbawił. Nie kryjąc uśmiechu zbliżył się do stworzenia. Nirvin warknął cicho, jakby wiedział, co takiego rozbawiło pana.
           Czarnowłosy minął hariona, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
- Chodź, brudasie – rzucił, kierując się do jeziorka.
Zwierzak poszedł za panem, usiłując zwalić rzepy uczepione jego ogona. Nie czekając na polecenie, wskoczył do wody, rozchlapując ją dookoła.
- Mogłem się tego spodziewać – powiedział Eshan, cały mokry. – Nie ruszaj się stąd! Zaraz wrócę.
           Nirvin pływał przez dłuższy czas. Cierpliwie czekał, aż brud odklei się od futerka. Tylko rzepy uparcie pozostawały na miejscu. Warcząc wściekle, wyszedł na brzeg. Strzepał pokrywające go krople wody. Machnął ogonem kilka razy. Pozbędzie się niechcianych pasażerów, choćby miał je wygryźć ostrymi zębami.
           Gdy młody Mag wrócił, zastał pupila tarzającego się po ziemi, rozpaczliwie gryzącego pędzelek na ogonie. Chłopak zrzucił przewieszoną przez ramię torbę i usiadł na trawie.
- Chodź tu, Nirvin.
Zwierzak mruknął zrezygnowany i podszedł do właściciela. Położył się obok i ze spokojem oddał zabiegowi.
           Eshan męczył się jakiś czas ze skołtunioną sierścią, aż dał za wygraną. Wyjął sztylet ukryty w bucie i oznajmił:
- Nie ma rady. Przez twoje głupie zabawy muszę ci obciąć ogon.
Nirvin nie zareagował. Czując szarpnięcia, spojrzał na poczynania chłopaka. Ogon został uwolniony, lecz w dłoni pana dostrzegł kłębek sierści. Czarnowłosy odrzucił rzep, a zwierzak rzucił się na nią, warcząc. Efekt był taki sam, jak poprzednio. Haczykowate końcówki roślin wczepiły się, tym razem, w grzywę hariona. Zaskoczony Nirvin wpatrywał się w kołyszącego się u szyi małego wroga. A pan się z niego śmiał. Machnął ogonem, uderzając chłopaka w ramię, chcąc przywołać go do porządku.
- Mówiłem ci, żebyś nie włóczył się niewiadomo gdzie, bo coś ci się stanie – przypomniał.
Zwierzak mruknął, mając zupełnie inne zdanie na temat jego wycieczek. Był drapieżnikiem! Na szczycie łańcucha pokarmowego! Kto mógłby mu zagrozić? No, może ta przyschnięta roślina mogła. Ale Nirvin nie przyzna się do porażki. Wyprostował się dumnie, podnosząc łeb i czekał, aż pan zabierze od niego to przeklęte zielsko. Tym razem nie rzucił się na odrzucony kłak. Spokojnie siedział czekając, aż cała grzywa będzie rozczesana.
           Wiatr niósł dobrze znany mu zapach. Zwierzak doskonale pamiętał o nagrodzie, którą dostaje za każdym razem, gdy poinformuje pana o zbliżającym się gościu. Uniósł łapę i nadepnął na stopę właściciela.
- Ała! – krzyknął Eshan. – Zwariowałeś?
Nirvin uważnie nastawił uszu. Odgłos kroków był coraz bliżej. Dziewczyna biegła w ich stronę wyraźnie zdenerwowana. Jej aura drżała chaotycznie, niekontrolowana już przez anielice. A jego pan, zamiast się tym zająć, skakał na jednej nodze, wykrzykując słowa, których kompletnie nie rozumiał. Machnął długim ogonem, podcinając nogę Eshana. Chłopak boleśnie uderzył plecami w ziemię. Nirvin wydał przeciągły odgłos przypominający miauczenie. Pysk miał skierowany w stronę gościa i tylko jednym okiem obserwował pana. Ogon drgał mu nerwowo, gotów jeszcze raz przywołać chłopaka do porządku.
- Ktoś idzie? – spytał, podnosząc się z ziemi. Popatrzył w stronę wskazaną przez pupila.
Zwierze mruknęło w odpowiedzi, jakby chciało powiedzieć: „Nareszcie załapałeś”. Już po chwili zza budynku wybiegła dziewczyna o zielonych oczach. Ubrana była w przetarte, brunatne spodnie i zieloną bluzkę. Czarne loki swobodnie opadały jej na ramiona, sięgając połowy pleców.
- Eshan! – krzyknęła.
Chłopak chciał wyjść jej na spotkanie, kiedy Nirvin zagrodził mu drogę, stając na tylnych łapach. Teraz to on patrzył z góry na pana, domagając się nagrody. Czarnowłosy odpiął uczepioną pasa sakiewkę, w której ukrył kilka kawałków suszonego mięsa.
- Ale następnym razem bądź bardziej subtelny. Proszę. – Wyciągnął dłoń z przysmakiem.
Zwierzak, mrucząc zadowolony, ostrożnie pochwycił zębami jedzenie, aby nie zranić chłopaka. I wcale nie dlatego, że go lubił. Pan był po prostu niesmaczny. Każde z tych śmiesznych stworzeń na dwóch łapach, które Nirvin skosztował, było niedobre. Ale smakołyk od pana był pyszny! Żadne zwierzę, jakie upolował, nie miało takiego smaku. Chcąc rozkoszować się nim jak najdłużej, ułożył się wygodnie i powoli żuł twardy i suchy pasek mięsa.
- Co się stało? – spytał Eshan zaniepokojony nagłym pojawieniem się Anielicy.
- Se’ale! Tam są Se’ale! Setki! Oni...
- Spokojnie – przerwał, nie rozumiejąc, o czym mówi przyjaciółka. -  Weź głęboki oddech, uspokój się i powiedz mi od początku, co się stało.
- Wrócił Cień, który miał czekać na Aslarze! – krzyknęła Millien, zbyt przerażona tym, co grozi Amarinowi i Mistrzowi, aby się opanować.
- Jak to wrócił?
- Jest ranny. W puszczy ukrywały się Se’ale. Nie zdążył ostrzec Videna i Amarina.
- Zostali sami nie mając pojęcia o zagrożeniu! – dokończył Eshan.
- Właśnie trwa narada.
- Narada?! – krzyknął, w pełni pojmując strach Anielicy. - Nie ma na to czasu! Trzeba ich ostrzec natychmiast!
Po policzku dziewczyny spłynęła łza.
- Za późno – oznajmiła. – Do tej pory dotarli na wyspę.
Chłopak stał oniemiały. Millien miała rację. Nikt nie zwoływałby narady, gdyby była szansa ocalenia jego przyjaciela.
- Cień nie ryzykowałby minięcia się z Videnem, gdyby nie miał wyjścia.
- A nie był Magiem – stwierdził Eshan. Bez sensu było pytać, skoro Cień przybył osobiście. Mag po prostu przesłałby wiadomość.
- On zginie – szepnęła dziewczyna, zalewając się łzami.
Uczeń Maga przytulił przyjaciółkę, układając już w głowie plan.
- Nie pozwolę na to – zapewnił.
Anielica spojrzała na niego zapłakanymi oczami, nadal mocno się przytulając.
- Cień na naradzie? – spytał.
- Tak. – Otarła policzki, nim spytała: - Co chcesz zrobić?
- Muszę być szalony – powiedział do siebie. – Bardziej niż Liem.
Bez wyjaśnień odsunął od siebie dziewczynę i pobiegł do wieży Gildii.
           Nikt, nawet kompletny idiota, nie odważyłby się  włamać do komnat Cienia, toteż nie zdziwiły go otwarte drzwi. Harion należący do człowieka w czerni musiał być zmęczony podróżą i odpoczywał w legowiskach, więc chłopak bez wahania wszedł do środka. Większość komnat przygotowanych dla Cieni była taka sama. Dość spory pokój z balkonem, regał z kopiami ksiąg i paroma powieściami oraz rulony map królestw. Ściany zdobiły obrazy tworzone z pomocą magii. Pozwalała ona artyście malować z najdrobniejszymi detalami, a także uzyskać niezwykłe barwy. Dzieła wyglądały niemal jak żywe. Duży stół okryto śnieżnobiałym obrusem. Na nim, w kryształowym wazonie, stały świeże kwiaty. Zielony dywan, zajmujący większą część podłogi, zdobiły złote runy, jednak Eshan nie miał czasu ich czytać. Udał się do mniejszego pokoju obok. Położył dłoń na klamce i odetchnął z ulgą, kiedy drzwi ustąpiły. Znalazł się w sypialni. Centralną część pomieszczenia zajmowało duże, dwuosobowe łoże, choć z powodzeniem zmieściłyby się na nim i cztery osoby. Odsłonięte granatowe kotary ukazywały tego samego koloru pościel powleczoną na kołdrze. Dwie duże poduszki były w jaśniejszej tonacji, także niebieskie. Młody Mag skierował swe kroki ku szafie. Nie wyczuwając żadnej magii, otworzył drzwiczki. W środku wisiało kilka koszul, a także płaszcze, których szukał. Zaskoczył go widok zielono-brązowego, w ciemniejsze i jaśniejsze łatki, a także biało-szarego. Były też te, którym Cienie zawdzięczają swoją nazwę, czarne jak smoła. Przez moment stał w bezruchu, bijąc się z myślami.
- Oni zginął. A ja już się tu włamałem. Teraz bez różnicy, czy go ukradnę, czy nie – powiedział półgłosem, przekonując samego siebie do zrealizowania planu.
A plan był doskonały, musiał się tylko spieszyć. Zmusił dłoń, by pochwyciła czarny materiał i upchnęła go do torby. Ani myślał chodzić po Gildii przebrany za Cienia.
           Nieustannie skupiając się na aurze, opuścił komnaty Człowieka w Czerni, nie pozostawiając żadnych widzialnych śladów swojej obecności.
           Na chwilę odwiedził własne pokoje, w pośpiechu zabierając miecz, a także pas z niewielkimi kieszonkami, w których ukrył fiolki eliksirów. Doczepił do niego broń i sakiewkę pełną monet.
           Leżący na łóżku czarny wilk z zaciekawieniem obserwował poczynania pana. Od szczenięcych lat towarzyszył chłopakowi. Poznał już jego charakter i zwyczaje na wylot. Widząc zdenerwowanie i pośpiech Eshana, wytężył wszystkie zmysły, gotów w każdej chwili odeprzeć atak. Nawet się nie poruszał. Z uwagą nasłuchiwał i węszył powietrze. Lata spędzone z Magiem nauczyły go zwracać uwagę na delikatne drgania powietrza i cichy szmer iskrzącej się magii. Wstał z posłania, gdy pan zmierzał ku drzwiom.
           Eshan niemal nie zauważył wilka idącego mu tuż przy nodze. Uparcie szukał luk w swym planie. Znalazł tylko jedną: Nirvin. Bez tego humorzastego zwierzaka niewiele zdziała. Przeklinał się w myślach, że nie spytał go najpierw o zdanie.
           Drzwi zaskrzypiały przeraźliwie, gdy je otwierał. Niespiesznym krokiem, aby nie wzbudzać podejrzeń, wrócił nad jezioro. Wilk dreptał tuż obok, wesoło merdając ogonem. Z językiem wysuniętym między zębami, przekonywał wszystkich, że idą się po prostu bawić.
           Chłopak kucnął przy Nirvinie, który wpatrzony był w pana ciekawskimi oczami. Wyciągnął dłoń, palcami przeczesując długą grzywę zwierzęcia. Maleńka cząstka magii przepłynęła wprost do wyobraźni hariona. Nirvin zobaczył siebie i pana na jego grzbiecie. Warknął głucho, cofając się o krok. Kolejny obraz ukazał miskę pełną przysmaku. Zwierzak niemal czuł zapach suszonego mięsa. Był głodny. Śniadanie zdołało mu uciec. Gniewnie mrużąc oczy, dotknął pyskiem nadal wyciągniętą dłoń Eshana. Wyobrażenie zwierzęcia było tak silne, że młody Mag nie tylko zobaczył trzy miski wypełnione po brzegi jedzeniem, ale poczuł też jego zapach i słony smak na języku. Odetchnął z wyraźną ulgą. Z uśmiechem podrapał długi pysk pupila.
- Eshan – zawołała dziewczyna, która dotąd stała z boku i obserwowała przyjaciela.
Chłopak wstał, odwracając się do niej.
- Poinformuj mnie, kiedy Cień się dowie – poprosił.
- Czego? Co zamierzasz zrobić?
Mag otworzył torbę, wysuwając z niej rąbek czarnej szaty.
- Na wszystkich Bogów... Zwariowałeś?! – nie krzyczała. O tej sprawie należało mówić cicho. – Zabiją cię!
- Nim to zrobią, ocalę Amarina. Tylko tak dostanę się na Aslarę.
- Podszywając się za n i e g o?
- Ludzie nie będą tego sprawdzać – przypomniał. – A potem mogą mnie skazać na śmierć.
Millian wpatrywała się w przyjaciela w szoku. W głowie miała istny chaos. Sprzeczne myśli i uczucia zażarcie ze sobą walczyły. Widziała determinację przyjaciela. Nie zdoła go już powstrzymać. Ukradł płaszcz Cienia, to jednoznaczne z wyrokiem śmierci. Powinna to zrobić wcześniej, zanim posunął się do kradzieży.
           Cienie wyjęci spod prawa mogli rozkazywać nawet królom, choć sami żadnemu nie podlegali. Mieli jeden cel: chronić Isegrian.  Ludzie w Czerni, wywodzący się z różnych ras, przez setki lat kryli się we wszystkich zakątkach znanego świata, eliminując zagrożenie. To oni stanowili najwyższe prawo. I to prawo złamał Eshan. Dla przyjaciela i Mistrza.
           A przecież Viden był także jej Mistrzem. Amarin był nie tylko przyjacielem, był jej kochankiem. Serce kazało jej walczyć. Nie tylko za ukochanego i nauczyciela, ale i za Eshana. Za przyjaciela, o jakim inni mogli tylko marzyć.
A rozum kazał racjonalnie patrzeć na świat. Trwała wojna. Jej przyjaciele wiedzieli, że ryzykują życie. Powinna się z tym pogodzić i robić wszystko, by Isegrianie zwyciężyli, a ofiara poległych nie poszła na marne.
           Mag, nie zastanawiając się dłużej, dosiadł Nirvina. Wysłał mu obraz bramy miasta, a zwierzak od razu pobiegł w jej kierunku. Kocie łapy bezszelestnie stawiały kolejne kroki. Dzięki cechom tych drapieżników, hariony potrafiły skakać z dużych wysokości i spadać zawsze na cztery łapy. Uzbrojone w pazury doskonale się wspinały i polowały. Magowie i Cienie używali ich jako wierzchowców, choć z prawdziwymi końmi łączyła je tylko grzywa. Długa i mocna, której jeźdźcy mogli się przytrzymać.
***
           Za oknem panowała jeszcze noc, gdy Iastin, jak co dzień, wstał. Ochlapał twarz zimną wodą z misy, ostatecznie odpędzając sen. Rozczesał długie włosy, po czym związał je rzemykiem. Szybko się ubrał i gdy już wiązał buty, ze swojej sypialni wyszła Joanna:
- A ty dokąd?
- Do... – chłopak urwał nagle.
- Zapomniałeś – powiedziała z uśmiechem staruszka.
- Tak – odparł smutno blondyn.
Poranny trening był częścią jego życia. Nie potrafił tak nagle zmienić przyzwyczajeń. Nie miał pojęcia, czym mógłby się teraz zająć.
- Skoro nie śpisz, to daj mi chwilkę. Tylko się ubiorę.
- A co będziemy robić?
- Zobaczysz! – odpowiedziała kobieta zza zamkniętych już drzwi. Po chwili dodała: - I weź koc!
           Joanna udała się do niewielkiego ogródka obok domku. Stała tam drewniana ławeczka. Kobieta minęła ją i podeszła do krawędzi wzgórza. Z tej strony zbocze było bardzo strome i nie biegła przez nie żadna ścieżka. Staruszka wzięła koc od chłopaka, rozłożyła go na mokrej trawie i usiadła.
- Do tego był koc – zauważył nastolatek, siadając obok babci.
- Tak – przyznała kobieta. - Chyba, że wolisz siedzieć na rosie.
- Chciałaś o czymś porozmawiać? – spytał z nadzieją Iastin.
- Nie. Będziemy medytować.
Staruszka splątała nogi, układając stopy na udach, a ręce oparła swobodnie o kolana. Zamknęła oczy, oddychając głęboko i spokojnie. Iastin chciał zrobić to samo, lecz druga stopa za nic nie chciała ułożyć się w odpowiednim miejscu. Kobieta zaśmiała się cicho, po czym powiedziała:
- Pewnie zastanawiasz się, jak taka starucha splątała tak nogi?
- Ja tak nie mogę.
- Po prostu usiądź wygodnie.
Chłopak westchnął i pozwolił stopie zsunąć się z uda.
- Odpręż się. Zamknij oczy i posłuchaj świata.
Umysł blondyna skupił się na świergocie ptaków i cichych szumach wiatru.
- Słyszysz, jak płynie strumyk? – spytała staruszka
- Strumyk? – zapytał ze zdziwieniem. – Przecież on jest daleko!
- Tylko pół kilometra na północ – odpowiedziała, nie otwierając oczu.
- I ty go słyszysz? – spytał niebieskooki, niedowierzając.
- Oczywiście. Kowal w Galorens podkuwa właśnie konia.
- Ale przecież...!
- Cicho! – przerwała Joanna – Masz się wyciszyć i odprężyć, a nie wiercić i gadać.
Chłopak nic już nie powiedział. Ponownie skupił się na dochodzących zewsząd dźwiękach. Usłyszał zbliżającą się Doris, a po chwili poczuł ciężar jej głowy na nodze.
- Czujesz to? Zapach lasu? Pól i łąk?
- Ehh... – westchnął – Po co to wszystko?
- Medytacja ma na celu samodoskonalenie. Uspokaja człowieka. Czując otaczający świat, wyostrzysz zmysły. Pomoże ci się to skupić i poprawić efektywność w treningach.
- Przecież nie mogę już trenować w puszczy.
- W puszczy nie. Ale tu tak. A teraz skup się w końcu!
           Iastin ponownie zamknął powieki. Słyszał ptaki, wiatr, cichy szelest przebiegającej wiewiórki. Czuł sosnowe igły i polne kwiaty. W otoczeniu tak delikatnych dźwięków jego serce biło nadzwyczaj głośno. Miał wrażenie, że jego oddech słychać w promieniu kilku kilometrów.
           Niespodziewanie coś uderzyło go w tył głowy. Rozejrzał się wystraszony, lecz poza Joanną nie było w pobliżu nikogo.
- Jak masz tu spać, to lepiej przynieś wodę.
- Nie spałem – zaprzeczył, jeszcze nie do końca świadom, gdzie się znajduje.
- Ależ oczywiście, że nie! To pewnie ja chrapie tu od godziny.
- Babciu, bo to było nudne.
- Po prostu nie umiesz słuchać. Idź już po wodę. Trzeba zrobić jakieś śniadanie. 

***
           Wolne popołudnie Iastin spędzał z Issmirą. Uważając, by nikt ich nie nakrył, zmierzali ku Pustej. Jednak niepohamowana ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i ostrożnością. Jedno krótkie spojrzenie nie wystarczyło, aby dostrzec dwie postacie idące za nimi krok w krok.
- Mam złe przeczucia – powiedział Cor, spoglądając na rzędy drzew przed nimi. – Oni idą do Pustej.
- Chyba nie chcesz teraz wracać. Śledzenie ich to był twój pomysł – przypomniał Yel.
- Wiem, ale teraz nie pobiegniemy za nimi. To jest ostatnie drzewo, dalej sama trawa. Zobaczą nas.
- Gdy wejdą w puszczę, już nas nie zobaczą.
- Tak, ale my także nie zobaczymy ich – zauważył ciemnowłosy.
- Iastin już nie raz zapuszczał się w ten las. Skoro jego nic nie zżarło, to nas też nie – oznajmił niebieskooki.
           Obserwowane przez nie postacie stały przez chwilę pogrążone w rozmowie, lecz z takiej odległości chłopcy nie mogli ich słyszeć. W końcu blondyn zbliżył się do pierwszych krzaków, przez chwilę czegoś w nich szukając. Gdy stanął wyprostowany, dostrzegli nienaturalnie wygięte drewno w jego rękach.
- On ma łuk! – wykrzyknął Yel, dzieląc się swym odkryciem z przyjacielem.
Założywszy kołczan strzał na plecy, blondyn zniknął w lesie, a tuż za nim dziewczyna.
- Chodź.
Biegiem pokonali dzielący ich dystans. Ostrożnie, nie robiąc hałasu, starali się podążyć za celem. Już po kilku krokach było zupełnie cicho. Śpiew ptaków, które jeszcze chwilę temu słyszeli, pozostał poza lasem. Przez chwilę stali w milczeniu, przyzwyczajając oczy do panującego tu półmroku.
Szatyn ze strachem rozejrzał się wokół. Wszystkie drzewa były czarne i nieruchome i wyglądały złowrogo.
- Chodźmy – szepnął.
           Powoli zagłębiali się w puszczę. Ze wszystkich sił starali się nie robić hałasu, lecz oczywiście leżące wszędzie suche gałęzie postanowiły, jakby na przekór, łamać się pod ich stopami.
Dwie postacie szły kilkanaście metrów przed nimi.
- Ktoś nas śledzi – szepnął Iastin.
- Jak to? – spytała drżącym głosem Issmira.
- Nie bój się, to nie te osoby, których szukamy. Widziałem rudą czuprynę. Jak myślisz, kto może być tak głupi, by nas śledzić?
- Cor i Yel – odpowiedziała bez wahania.
- Też tak myślę. Chodź, zrobimy im niespodziankę.
Nie czekając na odpowiedź, pobiegł przed siebie. Kierując się charakterystycznymi przeszkodami, jak powalone dwa drzewa, tworzące wielki „X” czy spalona przez piorun sosna, dotarł do niewielkiego zagłębienia terenu. Minie trochę czasu, nim dwa ogony ich dogonią. O ile nie przeraziła ich perspektywa wchodzenia głębiej w las. 

***

           Cor i Yel stali przez chwilę nie rozumiejąc, czemu tamci nagle zerwali się do biegu. Ostatecznie pobiegli za nimi. Przedzierając się przez gęstą roślinność, starali się dostrzec uciekinierów. Jednak nie znali ścieżek wydeptanych przez Iastina, toteż pozostali daleko w tyle. Czasem tylko śmignęły między drzewami jasne włosy chłopaka. Obaj zatrzymali się u krawędzi kotlinki. Dysząc z wysiłku, rozglądali się wokoło.
- Pięknie! – zawołał Cor. - Zgubiliśmy ich!
- Muszą gdzieś tu być.
Nieoczekiwanie coś ciężkiego zwaliło im się na plecy, popychając w dół. Nieprzygotowani na taki atak, przekoziołkowali na samo dno kotliny. Z grymasem bólu spojrzeli na napastnika. Zadowolony z siebie Iastin stał w miejscu, z którego kilka sekund temu spadli, celując w nich z łuku. Zza jednego z drzew wyłoniła się dziewczyna. Z założonymi rękami stanęła obok przyjaciela.
- Co tu robicie? – spytała.
- Spacerujemy – wycedził Cor, podnosząc się z ziemi. Był cały obalały, upadł na kilka dość grubych gałęzi. Yel nie wyglądał lepiej, z niewielkiej rany na policzku sączyła się powoli krew.
- Wy? W Pustej? – dopytywał Iastin.
- A co, myślisz, że tylko tobie wolno tu chodzić? – spytał zielonooki.
Blondyn już miał odpowiedzieć, gdy gdzieś z głębi puszczy dobiegł ich przeraźliwy zgrzyt raniący uszy. Dźwięk ucichł tak samo nagle, jak się zaczął.
- Co to było? – spytała szatynka.
- Nie wiem – przyznał Iastin, opuszczając łuk. - Ale dochodziło stamtąd.
Chłopak strzałą wskazał południowy zachód i ku rozpaczy Issmiry, głębię puszczy.
- Wracajmy.
- Nie. A jeśli to ta istota?
- Chcesz to teraz sprawdzić?! Oszalałeś!?
- Jakie istoty? – wtrącił Yel.
- Może. Jak chcesz, to wracaj. Ja idę – powiedział.
Ruszył we wcześniej wskazanym kierunku. Zatrzymał się jeszcze przy dwóch chłopakach i rzekł:
- A waszej dwójce radziłbym zabierać nogi za pas i czym prędzej wynosić się z puszczy.
Nie czekając na odpowiedź, pobiegł przed siebie. Ogarnęła go chora ciekawość przysłaniająca rozum i strach. Czuł, że kimkolwiek były obce istoty, przybyły z jego powodu.
- Iastin! – krzyknęła za nim Issmira.
Chłopak obejrzał się przez ramię i zwolnił, widząc przyjaciółkę, która próbowała go dogonić. Niestety, wraz z nią dwóch chłopaków. Co prawda, mógł nie zwracać na nich uwagi i pobiec dalej, co sił w nogach, ale przecież nie mógł zostawić Issmiry. Cóż, będzie musiał jakoś znieść obecność tych dwojga.
           Las szybko gęstniał. Liczne przeszkody zmusiły nastolatków do marszu. Choć Iastin mółby biec dalej, jego towarzysze na pewno zgubiliby się pod drodze. W konsekwencji musiałby ich później szukać.
Ponownie rozległ się ów hałas. Był o wiele głośniejszy od poprzedniego i nie urwał się tak nagle. Zatrzymali się nagle, zatykając dłońmi uszy.
- To coś jakby krzyczy – powiedziała Issmira, gdy znów zapanowała cisza.
- I zdaje się, że jest tuż przed nami – oznajmił blondyn.
- Więc zobaczmy, co za bestia się tam kryje – powiedział Yel bez cienia strachu. Przynajmniej z pozoru. Serce waliło mu, jak nigdy przedtem.
- Większej poczwary, niż Cor, na pewno tu nie ujrzymy – zakpił Iastin.
- Ty...! – zaczął zielonooki, lecz Yel w porę mu przerwał.
- Ej! Możecie odłożyć kłótnie na później, co?
Cor mierzył się przez chwilę wzrokiem z blondynem. W ciszy, jaka zapanowała, dobiegły ich różne odgłosy. Dziwne syki i trzaski.
- Wy naprawdę chcecie tam iść? – spytała przerażona szatynka.
- Tak – odpowiedział blondyn.
           Czołgając się najciszej, jak potrafili, posuwali się naprzód. Iastin przełknął ślinę, choć niewiele to pomogło. Nadal czuł suchość w gardle. Miał wrażenie, że głośne bicie jego serca słychać w całym lesie. Ostrożnie rozchylił gałązki krzewu dzielące go od nieznanych stworzeń. Kilka metrów przed nimi panował istny chaos. Plątanina ciemnych kształtów kłębiła się wokół niedostrzegalnego źródła, z którego dobiegały owe niepokojące dźwięki. Wszystkie istoty odziane były w czarne, poszarpane u końców szaty. Głębokie kaptury skrywały ich twarze, a długie rękawy dłonie.
           Czwórka ludzi tylko przez moment pozostała niezauważona. Żadne z nich nie usłyszało cichego szmeru, jakby wiatru, choć nie poruszył się nawet jeden listek. Stwory znieruchomiały na chwilę, patrząc na przywódcę. Dumnie wyprostowany Se’al zaczął bezszelestnie zbliżać się do obcych. Czarne cienie schodziły mu z drogi, szepcząc niezrozumiałe słowa.
           Iastin zbyt późno dostrzegł zagrożenie. Biegając samotnie w puszczy, niejednokrotnie czuł na sobie spojrzenie, które zdawało się przenikać go aż do kości. Ale tym razem hipnotyzujący wzrok nie spowolnił jego ruchów, a całkowicie pozbawił władzy nad ciałem. Se’al był teraz zbyt blisko. Nie mógł już nawet ostrzec pozostałych, na co i tak było za późno. Cała czwórka wpatrywała się w ukrytą pod kapturem twarz, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.

***
           Amarin z trudem sparował cięcie ostrego miecza. Był w pułapce. Za plecami miał grube drzewo, które chroniło go przed niespodziewanym atakiem z tyłu. Jednak w obecnym położeniu była to marna pociecha. Nie miał dokąd uciec. Drogę blokowało mu kilkunastu Se’ali, a siły tracił w zastraszającym tempie. Nikt się nie spodziewał, ilu wyklętych chroniła dotąd Pusta. A on już nie zdąży im powiedzieć . Szpony Se’ali rozerwą go na strzępy.
           Cichy szept na ułamek sekundy odwrócił uwagę przeciwników. I tylko tyle czasu potrzebował. Uwolnił strumień magii, odrzucając stwory o parę metrów.
           Prawdopodobnie miał właśnie jedyną szansę ucieczki. I musiał ją zmarnować. Źródłem rozproszenia Se’ali byli ludzie. Kilkoro nadwyraz głupich dzieciaków. Amarin wiedział, po kogo tu przybył. Nie rozumiał tylko, co młodzieniec robił w puszczy. Miał sam go znaleźć, tymczasem to młodzieniec odnalazł jego. I to w najmniej odpowiednim momencie.
           Nie tracąc czasu, zaatakował potwora. Wyklęty z łatwością uniknął ciosu, jednak stracił kontakt wzrokowy z ludźmi.
- Uciekajcie! – krzyknął Elf, mieczem blokując cięcie ostrych szponów.
Chuda dłoń zdawała się być pozbawiona wszelkich mięśni i ścięgien, lecz z zadziwiającą siłą i szybkością przecinała powietrze. Te pazury z łatwością rozcinały ciała na strzępy. Z wolnej dłoni Maga wystrzelił fioletowy błysk. Formując się na kształt ptaka, pofrunął z wiadomością do Videna. 

***

           Uwolnieni spod obezwładniającego spojrzenia, poderwali się do ucieczki, jeszcze zanim rozkazał to chłopak. Iastin nie zwrócił uwagi nawet na jego obcy akcent. Tylko uwadze Cora nie umknęły drobne szczegóły. Czarnowłosy młodzieniec, który bez wątpienia ocalił im teraz życie, miał spiczaste uszy. Ocalił ich Elf...

3 komentarze:

  1. Jestem pod wrażeniem rozdziału. Jesteś kolejną osobą o wielkiej wyobraźni. Dla mnie fantasy, to jedne z najtrudniejszych opowiadań do pisania i Tobie się to udaje tworzyć. :D Niesamowity świat, postacie, które polubiłam i Nirvin, którego ciężko mi sobie wyobrazić. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nirvin jest rozkoszny <3. zakochałam się w nim podczas tej notki XD.
    I czy ja mam Cię jednak zabić? kończysz notkę w takim momencie? ja chcę już dalej!
    no i te Se'ale.. z lekka przerażające.
    ta dwójka, Cor i Yel (dobrze to piszę? :P) to dwójka idiotów.. nudzi im się, nie mają, co robić, to idą w Pustą za dwójką, którą postanowili śledzić. ale Iastin fajnie ich przestraszył ^^.

    <3
    Ay

    OdpowiedzUsuń
  3. Może po prostu napiszę tak : WOW.
    Mimo, że takie długie i strasznie opisowe (co jest tylko zaletą), wcale, a wcale nie jest nudne. Dużo można było się dowiedzieć...
    Elf~! Uwielbiam Elfów. Są mrrr.
    Ciekawa jestem jak dalej się potoczą losy o.o Chyba raczej jak każdy C:

    OdpowiedzUsuń