środa, 15 czerwca 2011

Rozdział II: Pusta. Nieoczekiwane spotkanie.

W głębi prastarej puszczy coś się poruszyło. Iastin przystanął na chwilę, uspokajając oddech. Towarzyszący mu pies warknął głucho, wpatrując się w ciemne kształty.
- Wiem, Doris. Też to czuję – powiedział.
Nie chcąc marnować czasu, ruszył przed siebie. Cokolwiek czaiło się w krzakach, pozostawało poza zasięgiem jego wzroku. Czując narastający strach przyspieszył, zwinnie omijając pojawiające się znikąd drzewa. Zwalone pnie zwyczajnie przeskakiwał, mając nadzieję, że nie obserwuje go żaden człowiek. Gdyby zobaczył, mógłby wziąć go za elfa. Zwinność, wdzięk i szybkość dzikiego kota. Chłopak zdawał sobie sprawę, że takie wnioski sprowadziłyby na niego niechybną śmierć. Trenował więc tylko w głębi puszczy i głównie przed świtem. Musiał mieć pewność, że nikt nie wkroczy w zarośla Pustej. Może i ludzie opowiadali o lesie niestworzone historie i bali się go, jak ognia, lecz zawsze znajdywał się ktoś na tyle głupi, aby szukać tu zwierzyny.
           Minął linię ostatnich drzew, a wpatrujące się w niego ślepia jakby znikły. Uczucie, że ktoś go obserwuje, napawało lękiem, lecz nagłe zniknięcie tego wrażenia doprowadzało wręcz do paniki.
           Dużymi susami pokonał ostatni odcinek, przezwyciężając nasilający się ból w mięśniach. Znalazł się na pagórku. Ze strachem obejrzał się za siebie na rzędy ciemnych drzew i gęstych zarośli. Wpatrywał się w jedyną ścieżką do puszczy i ciemną dziurę prowadzącą w głąb kniei. W lesie nie poruszał się nawet jeden listek, jakby drzewa były całkiem martwe. Nawet wiatr, który teraz rozwiewał jego długie blond włosy, zdawał się omijać Pustą.
           Przed małą, drewnianą chatką stała kobieta. Ubrana w długą, szarobrązową szatę opierała się na wystruganej z wygiętego kija, wypolerowanej do połysku lasce. Na jej plecach falowała pod wpływem wiatru szara peleryna. Spokojna, poorana zmarszczkami twarz staruszki nie zdradzała niepokoju, jaki targał nią od wielu dni. Nawet z oczu bił spokój. Jedynie mocno zaciśnięte na lasce, kościste dłonie mogły ją wydać. Spojrzała z uśmiechem na podopiecznego, mówiąc:
- Spóźniłeś się.
- Wiem, babciu – odpowiedział chłopak, kolejny raz oglądając się za siebie. – Martwi mnie to uczucie w lesie. Znowu znikło, gdy tylko opuściliśmy Pustą.
Na potwierdzenie tych słów pies zaszczekał, po czym zaskamlał, kuląc uszy i ogon, nieustannie wpatrując się w twarz staruszki.
- Właśnie idę to sprawdzić.
- Teraz? Poczekaj. Odpocznę chwilkę i pójdę z tobą.
- Dziś przyjechali kupcy, zapomniałeś?. Musisz iść na targ, inaczej będziemy głodować.
- Więc przesuń zwiady na inny dzień.
- Poradzę sobie – zapewniła. - I tak muszę dziś iść i zebrać zioła.
- Babciu....
- Wezmę Doris. Nie martw się o nas. Idź się wykąp, przebierz i spiesz do miasta.
Przez chwilę wpatrywał się w ciemne oczy staruszki, po czym przyznał zrezygnowany:
- Niech będzie.
- Do zobaczenia wieczorem, Iastin.
Kobieta minęła blondyna, uśmiechając się ciepło.
- Chodź, Doris!
Biała suczka z brązowymi łatami posłusznie ruszyła za panią.
- Uważajcie na siebie – powiedział niebieskooki, patrząc na oddalającą się powoli postać.
***

           Zatłoczone ulice Galorens przypominały mrowisko. Tłumy ludzi poruszały się we wszystkich możliwych kierunkach, omijając łajno pozostawione przez zwierzęta. Wszyscy podnosili głosy, próbując przekrzyczeć hałas, co prowadziło tylko do większego zgiełku.
           Iastin w towarzystwie  przyjaciółki mijał kolejne stragany. Issmira była szczupła i nieco wyższa od towarzysza. Szatynka miała włosy związane w kucyk i lekko skośne, brązowe oczy.  Natomiast on był szczupłym chłopakiem średniego wzrostu. Miał jasną skórę, której nawet letnie słońce nie zdołało opalić. Długie, niemal białe włosy sięgały do połowy pleców, a niesamowite, lazurowe oczy uważnie obserwowały świat.
- To nie daje mi spokoju – przyznał.
- Niepotrzebnie się martwisz – powiedziała Issmira. - Joanna często sama chodzi po puszczy.
- Tak, ale dawniej tego było.
- Cokolwiek to jest, nigdy cię nie zaatakowało, prawda? – Gdy chłopak nieznacznie pokiwał głową, kontynuowała: - Więc na pewno nie skrzywdzi babci.
- Masz rację. Jak dotąd nawet się nie pokazało. Ale ja muszę się dowiedzieć, co to jest.
- Nie sądzę, aby Joanna się na to zgodziła.
- Ona nie musi wiedzieć. Chyba mnie nie zdradzisz?
Przez chwilę zamyślona wpatrywała się w nikomu nieznany punkt w masie kolorowych ubrań.
- Nie. Ale idę z tobą.
Zatrzymali się na środku ulicy, patrząc sobie w czy. Ciemne tęczówki wyrażały taką determinację, jakiej Iastin jeszcze nigdy nie widział.
- Ty boisz się Pustej.
- Owszem. Ale będę z tobą. Nic złego nie może mnie wtedy spotkać, prawda? – spytała z wymuszonym uśmiechem.
- Tak, ale... Iss, zrozum, będziesz mi tylko przeszkadzać. – Celowo zdrobnił jej imię, chcąc skłonić dziewczynę do zmiany decyzji.
- Mowy nie ma. Idziesz ze mną albo wcale.
Założyła ręce gotowa stać tutaj choćby cały dzień. Blondyn zacisnął zęby, odwracając wzrok. Przegrał. Nie znał żadnego sposobu na przekonanie szatynki.
- Mówiłem ci, że nie znoszę kobiet? – spytał, ruszając dalej.
- Wspomniałeś, raz czy dwa. – Po chwili dodała: - Lub kilkaset.
Tak, wspominał. Ale nie sądził, aby dziewczyna odkryła prawdziwy powód tej niechęci. Chociaż wiele razy próbował, nigdy nie miał dość odwagi, by się przyznać. Zresztą, o ewentualne małżeństwo nie miał się co martwić. Issmira była spokrewniona z wpływowymi ludźmi z miasta, rodzice na pewno nie pozwolą jej wyjść za prostego chłopaka ze wsi. Chyba, że ona się uprze. Wtedy będzie musiał powiedzieć jej prawdę. I straci jedyną przyjaciółkę. Będzie lepiej, jeśli przyzna się teraz.
~ Tak, teraz! Powiedz to na targu pełnym ludzi. Zaraz obrzucą cię kamieniami. ~ westchnął. ~Sekret będzie musiał nadal pozostać sekretem.
           Kolejne stragany mijali w ciszy.
- Czego ty tak właściwie szukasz? – spytała w końcu brązowooka.
- Nie wiem. Jak znajdę, to się dowiem. A ty?
- Niczego szczególnego. O, popatrz, tam są miecze.
- Tak, ale tępe. Nadają się tylko do powieszenia nad kominkiem. A ja takich luksusów nie mam.
- Nie, ale obejrzeć możemy – powiedziała, chwytając go za rękę i ciągnąc w odpowiednim kierunku.
           Na straganie wyłożone były przeróżne miecze, sztylety, a nawet tarcze. Choć każde ostrze zaczął pokrywać rdzawy osad, ceny nadal były nieosiągalne dla blondyna. Przy stoisku stały już dwie osoby. Pierwszym był chłopak, odziany w drogi płaszcz koloru kasztanów. Liść i owoce tego drzewa miał wyszyte złotą nicią przy rękawach i na piersi, podkreślając, z jakiego rodu się wywodzi. Ciemnobrązowe, idealnie proste włosy spływały mu na ramiona i plecy.
- Popatrz, nasz dziedzic ma dziewczynę – szepnął do ucha przyjaciółki.
- Iastin! To Yel! I jest chłopakiem!
Blondyn parsknął śmiechem, spoglądając na Yela.
- Nie żartuj!
Chłopak o rudych, sięgających nieco poza ramiona włosach spojrzał w jego kierunku. Chłód jego niebieskich tęczówek wyrażał jasno: „Wiem, co pomyślałeś!".
Przyglądając mu się z bliska, Iastin musiał przyznać, że choć rudzielec ma delikatne rysy, to jest niezwykle przystojny.
           Nagle przed oczami mignęło coś szarego.
- Och, wybacz – usłyszał kpiący głos. – Nie zauważyłem cię.
- Cor – wysyczał, zaciskając pięści.
Niezwykłe, złociste tęczówki spotkały się z niesamowicie błękitnymi. Obie pary oczu wyrażały niechęć.
- Czyżbyś chciał coś tu kupić? – spytał Cor, wskazując stragan i jednocześnie nie odrywając spojrzenia od przeciwnika.
- Nie kupuje wszystkiego, co tylko wystawią na stragany.
- Bo cię nie stać – przyznał z nieukrywaną wyższością.
- Za to ciebie na wyrzucanie pieniędzy rodziców w błoto, owszem – odpowiedział spokojnie.
- Zazdrościsz?
- Jakbym miał czego.
- Urody – odgarnął niesforny kosmyk z twarzy. – Bogactwa – poprawił idealnie leżący kołnierzyk. - Wszystkiego. Chciałbyś być mną, prawda?
- Chyba kpisz. Życie szczura w ściekach jest ciekawsze! – powiedział z uśmiechem. Już widział zbliżającego się Cora z urażoną dumą, gdy między nimi ktoś stanął:
- Chłopaki, dość! – rozkazał rudzielec, przeczuwając bójkę.
- Iastin, chodźmy stąd - Issmira chwyciła przyjaciela za rękę, odciągając go na bok.
- Ty też, Cor, miałeś odebrać zamówienie.
- Wiem, co miałem zrobić! – krzyknął, ale odszedł od straganu. - Czy on zawsze musi mi zepsuć dzień?
- Przestań  marudzić. Zapomnij i tyle.
- Nie słyszałeś, co powiedział?! Szczury mają...
Głosy niknących w tłumie chłopaków utonęły w morzu dźwięków. Iastin odwrócił się, zmierzając w przeciwnym kierunku i w myślach przeklinając wroga na wszystkie znane mu sposoby.

***

            Do domu wracał późnym popołudniem. Na plecach niósł zniszczony już plecak wypełniony zakupami, a w dłoniach sporych rozmiarów worek. Zaczynał już iść pod górkę, gdy ogarnął go niepokój. Doris zwykle wybiegała do niego, merdając swoim puchatym ogonem. Tym razem nie wyszła.
~ Niemożliwe. Powinny już wrócić! Zioła zbiera się kilka godzin, nie cały dzień! 
Zapominając o zmęczeniu, pokonał resztę drogi biegiem. Niedbale rzucił worek na ganku i przystanął. Przed drzwiami leżała zwinięta w kłębek suczka. Gdy zobaczył pana, wstała i leniwie podeszła do niego.
- Co jest? – spytał zaniepokojony, głaszcząc łeb zwierzęcia.
Pies zaskomlał cicho. Machnął kilka razy ogonem i polizał dłoń chłopaka. Niebieskooki wstał, poprawił plecak i wszedł do domu.
- Babciu! – zawołał od progu.
- Tu jestem! – usłyszał.
Wszedł do największego z pomieszczeń. Na długim, ciemnym stole porozkładane były przeróżne korzonki, listki, nasionka i łodygi roślin. Staruszka siedziała na krześle i siekała bladozielone zioło. Iastin rozglądał się z niepokojem. Na jednym z krzeseł dostrzegł starą, poszarzałą pelerynę. Przez lata tkanina wyblakła, ale Joanna upierała się, że nie potrzebuje nowej.
- Co się stało? - spytał, podnosząc materiał.
Jeden z końców był poszarpany, fragment bez wątpienia został oderwany.
- Zaczepiłam o jakąś gałąź – odpowiedziała spokojnie staruszka.
- Aha. Doris jest wystraszona.
- Wiem. Obawiam się, że musisz zaprzestać treningu w puszczy.
- Co? – spytał zaskoczony. - Dlaczego?
- Sam dobrze wiesz. Coś tam jest. I nie jest nam przyjazne.
- W puszczy zawsze żyły różne stworzenia, ale....
- Czyżby? – wtrąciła, przerywając siekanie. – Ludzie nie bez przyczyny nazywają ją Pustą. Panuje w niej wieczny półmrok, nie wiadomo, kiedy jest dzień, a kiedy noc. Nigdy nie widać nieba. I ta nieprzenikniona cisza. Tam nie żyje żadne zwierzę.
- A te spojrzenia?
- Właśnie dlatego nie wolno ci tam chodzić – odpowiedziała, wracając do poprzednich czynności.
- To co będę teraz robić?
- A co robią wszyscy mężczyźni w twoim wieku?
- Nie wiem. Dotrzymują towarzystwa kobietom? Pracują?
- Więc ty też zacznij. Przyda ci się trochę kontaktu z ludźmi.

2 komentarze:

  1. Wow, jestem pod wrażeniem. Coraz bardziej zaczyna mi się podobać to opowiadanie, że nie wiem.
    Po prostu tak dawno się nie zaczytałam. Tylko za krótkie było xD (tak, powie ci to teraz każdy).
    Jejuś, pisz albo wstawiaj następne rozdziały bo uschnę jak kwiat bez wody, z niedosytu tym opowiadaniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Riri dotrzymam Ci towarzystwa w tym usychaniu za następnymi rozdziałami.
    Miki też potwierdzam, że zdecydowanie za krótkie to było. Zawsze, jak coś jest dobrego to dla mnie jest za krótkie.
    Już lubię Iastina. Fajny z niego chłopak. Widać, że bardzo kocha swoją babcię. Pod koniec notki, kiedy wrócił do domu już się bałam, że to "coś" z Pustej zrobiło jest krzywdę.
    To opowiadanie naprawdę będzie fantastyczne. Jeżeli dwa rozdziały mnie w ciągły to co będzie, jak pojawią się pozostałe. :D
    Jak pojawiała się nowa postać to od razu zaglądałam w zakładkę bohaterowie, aby zobaczyć kto kim jest. Fajna jest taka pomoc, jeżeli osób jest dużo. Zresztą sama tak robię.
    Pisz i weny życzę. :D

    OdpowiedzUsuń