niedziela, 6 maja 2012

Rozdział VII "Ku nieznanemu"


Notka niesprawdzana. Jak tylko zostanie zbetowana cichaczem ją podmienię ^^.

            Eshan szedł powoli, kilka kroków za pozostałymi. Trzem harionom pozwolono prowadzić, mając dzięki temu gwarancje, że nie wpadną w żadną pułapkę. Chłopakowi nie chciało się wierzyć, aby potwory takie jak Se’ale, kierujące się jedynie pierwotnymi instynktami bawiły się w coś tak subtelnego jak zastawianie sideł. One nie czekały w spokoju na ofiarę, one ją tropiły, atakowały i brutalnie zabijały. Spodziewał się ujrzeć ich raczej za sobą, jako chmura czarnych płaszczy, przedzierająca się przez chaszcze z obnażonymi pazurami. Ale przecież nie będzie się o to kłócił z Videnem, w końcu to on tu dowodził.
~Nie. To ja jestem Cieniem. Stoję ponad Videnem… - przypomniał sobie w myślach.
To stwierdzenie napawało go jeszcze większym niepokojem. Jeszcze kilka dni temu nie był nawet pełnoprawnym Magiem! A teraz rangą przewyższa własnego mistrza. Nie tylko mistrza, przerasta nawet królową!
            Westchnął, patrząc pod nogi. Słysząc to Ater podniósł łeb i nastawił uszu, jednak jedno spojrzenie na pana wystarczyło, aby wrócił do własnego zadania. Skupił się na zapachach niesionych przez powietrze i dźwiękach. Oczywiście nie tych, które stwarzali dwunożni. Na trzaskające pod stopami ludzi i elfa gałązki oraz ich rozmowę wilk przestał już zwracać uwagę, czasem tylko spoglądając na właściciela upewniając się, iż ten niczego od niego nie oczekuje. Poza pilnym rejestrowaniem otoczenia.
            Eshan podniósł wzrok, zatrzymując go na idącym z przodu elfie. Po raz kolejny przypomniał sobie słowa Cienia. Już za pierwszym razem strach ścisną go za serce, a przecież wtedy nawet nie znał ich znaczenia.

~Najpierw wszyscy, potem jeden ~ rozbrzmiał w myślach głos Agoana. ~Nikt nam nie broni mieć przyjaciół czy zakładać rodziny, nikt też nie każe ukrywać tożsamości przed wszystkimi, ale… - zawahał się na moment. – Ale musisz być świadom, że to nie oni będą najważniejsi. Kiedy przysięgniesz bronić Isegrian nie będzie odwrotu. Teraz mogłeś porzucić wszystko, cokolwiek robiłeś w Naomi i ratować przyjaciela. Jednak jako Cień, nie wolno ci zostawić misji tylko dlatego, że ktoś bliski ginie po drugiej stronie ulicy.

Nawet teraz poczuł wściekłość. Jak on mógł powiedzieć „tylko dlatego”?! Jak, do cholery, mógł użyć tego zwrotu?! „Tylko dlatego”? Przecież mówił o przyjaźni! O miłości! Czy Cienie pozbawieni są jakichkolwiek uczuć? Czy on sam… też taki będzie? Kiedyś?

~ Porzucenie dobra Isegrian dla ratowania tylko jednego, oznacza złamanie przysięgi. Taka sytuacja może się nigdy nie zdarzyć. Niewiele jest misji tak ważnych, aby nie mogły poczekać kilku godzin, czasem dni. Ale są takie, które każą ci ruszyć natychmiast, bez pożegnania ani jakichkolwiek wyjaśnień. Każdy rozkaz jest tajemnicą. Będziesz w stanie okłamywać wszystkich wokół? Wyjechać nagle, nie wiedząc na jak długo?

Nie wiedział. Nie wiedział, czy potrafi tak okłamywać Amarina, Liema, Milien albo własną matkę. Nie wiedział, czy tak po prostu wyjedzie, nie pożegna się choć będzie miał tę świadomość, że być może już nigdy nie dane mu będzie ich ujrzeć. Więc co, skłoniło go do złożenia przysięgi? Poczucie winy. Nie jego własne, oczywiście, a Amarina. Gdyby nie złożył przysięgi, Cień by go zabił. Młody elf nigdy by sobie tego nie wybaczył.


~ Jako Cień posiądziesz wiedzę i moc, którą będziesz mógł bronić przyjaciół. Ale przez wiążące się z tym tajemnice możesz ich stracić.
Był tego świadom. Ani przez chwilę nie myślał, że przyjaciele ucieszą się z jego wyboru. Przeciwnie, odwrócą się od niego. Zwłaszcza Amarin, który nie kryje niechęci do zakapturzonych postaci.

~Cienie żyją samotnie. Z własnego wyboru, a nie z rozkazu Bogów, jak ubzdurali sobie wieśniacy. Wcale nie jesteśmy ich wybrańcami, przeciwnie. Jesteśmy zwykłymi pionkami, jedyny nasz cel to chronić tych że wieśniaków za wszelką cenę. A w przeciwieństwie do nich, nie możemy zwyczajnie stchórzyć, ukryć w mysiej dziurze i przeczekać burze, o nie. My musimy walczyć, inaczej nasze życie zmieni się w koszmar.

Nie odwróci się od przyjaciół od tak po prostu. Teraz nie ma wyjścia, mus kłamać. Ale wkrótce i tak ich drogi się rozejdą, prawda? Liem zostanie Wojownikiem, Amarin będzie Magiem i ożeni z Milien. Coś zakłuło go w sercu, choć zawsze wiedział, że się rozstaną. Takie po prostu jest życie. Amarin był nieśmiertelnym elfem, a on i Liem ludźmi. Długa przyjaźń między tymi rasami po prostu nie mogła istnieć.

~ Jako Mag zawsze możesz nie wykonać rozkazu, oczywiście będzie za to kara, ale nie taka. Rozkazów Cienia nie możesz sobie zlekceważyć.

A co, jeśli przyjdzie mu wybierać? Jeśli każą mu uciekać na przykład z królem, albo jakimś księciem, a jego przyjaciele będą musieli zostać? W eskorcie najznamienitszych osobistości zawsze był Cień…
            Och, czym on się teraz przejmuje? Złożył przysięgę, teraz za późno na żałowanie. Myślenie o tym non stop w niczym mu nie pomoże, zwłaszcza, że rozważając wszelkie „za” i „przeciw” dochodzi do tych samych wniosków za każdym razem.
            Nie żałował teraz, ani długo potem. To jeszcze nie był na to czas. Ale kiedy nadszedł, Eshan żałował już wszystkiego…

***
- Może macie jakieś pytania? – zagadnął Viden. – W krótce znajdziecie się w innym świecie, wszystko tam będzie dla was obce i nowe.
- Zgaduje, że najbardziej ciekawi ich sama magia – stwierdził Amarin.
Mag zaśmiał się cicho i powiedział:
- Tak, magia jest naszą duszą. Kto raz uświadomi sobie jej istnienie, nigdy nie zdoła zapomnieć. Utrata mocy byłaby po stokroć gorsza od śmierci.
- Właśnie dlatego Bogowie to wykorzystali – dodał elf. – Se’alom zabiera się magię.
- Kim właściwie są Se’ale? – zapytał Iastin.
- Już niczym – odpowiedział Viden. - Byli ludźmi, elfami, aniołami. Nawet Coatlowie się w nich zmieniali. Kiedy już koniecznie musisz przysięgać na Bogów, lepiej dotrzymuj słowa.
- Właśnie, oni nie lubią, jak bezkarnie się na nich powołujemy i mamy to gdzieś. Stworzyli nas i należy im się szacunek – przypomniał Amarin. – Jeśli przysięgasz na nich, wiąże cię klątwa Se’ala.
- Więc oni wszyscy… - zaczął Yel. – To kara?
- Tak. Obecnie już tylko w jednym przypadku używa się tej formy przysięgo.
- Cienie – dodał młodzieniec, którego czarne włosy skrywały spiczaste uszy. – Paskudne typki. – Eshan drgnął. – Nie obowiązuje ich żadne prawo, mogą bezkarnie cię zabić i nikt nie zapyta dlaczego.
- Nie jesteś obiektywny, Amarinie – oznajmił Viden, ukradkiem spoglądając na drugiego ucznia. – To Cieniom grozi klątwa i nie sądzę, aby cokolwiek innego lepiej trzymało ich w ryzach.
- Wiem, ale i tak lepiej trzymać się od nich z daleka.
- Skoro wyjaśniliśmy już tę kwestię, wróćmy do magii. Tak jak wszyscy się od siebie różnimy, czy to wyglądem, czy charakterem, tak i nasza magia jest jedyna i niepowtarzalna. Najpierw obalimy kilka mitów. Czy do potrzebujemy wykuć się na pamięć formułki zaklęć? – zapytał i zaraz sam odpowiedział: - Nie. Jest to jedynie przydatne, kiedy używamy mocy w skomplikowanym celu. To jak pisanie, kiedy raz poznasz literki, nie musisz się już za każdym razem zastanawiać, jak wygląda „a”. Po prostu piszesz. Tak też działają zaklęcia. Mówiąc je, czy wykonując gest dłonią, moc automatycznie uwalnia się i wykonuje wyuczone polecenie.
- Może zaprezentujesz? – zaproponował Amarin.
- Jak sobie życzysz. – Mag rozejrzał się, nim powiedział : - Po prostu…
Gałęzie po ich lewej stronie połamały się z trzaskiem, wirując przez moment w powietrzu. Cała czwórka podskoczyła, gwałtownie spoglądając w tę stronę. Rozszerzone ze strachu źrenice szukały zagrożenia. Puls i oddech przyśpieszył, byli gotowi do ucieczki.
- Gdyby ktoś śmiał mnie zaczepić, powiem, że tylko przechodzę.
- Samo „po prostu” wystarczy – zapewnił Amarin.
Issmira odetchnęła z ulgą. Sztuczka na pewno przydatna, ale mógł ich ostrzec!
- Jedyną wadą jest to, że muszę uważać, co mówię. Podobnie jest z gestami. Trzeba z nimi uważać, bo możecie spalić własny domu, odganiając muchę!
- Zapamiętam to sobie – zapewnił Cor.
- Moc każdego maga jest inna. I nie mówię o kolorach, bo czasem są podobne. Zresztą, to można zmienić. Osobiście odradzam usilne zmienianie barwy, ona sama dopasuje się do waszego charakteru. Moja jest złota – powiedział Viden, tworząc kilka lśniących wstęg wijących się w powietrzu.
Nawet Issmira musiała przyznać, że wyglądały ślicznie. Ale nic nie przekona jej do zmiany zdania, magia to śmierć. Wygląd się nie liczy.
- A moja fioletowa – dodał Amarin, unosząc dłoń. Moc zalśniła wokół niej.
Wszyscy zatrzymali się naglę. Elf aż zaniemówił. Nawet Dar przystaną, zaciekawiony przekrzywił łeb i wpatrywał się w rękę pana. To zdecydowanie nie był fiolet. Viden tylko przez chwilę był zaskoczony. Ciemnoniebieskie jak wody oceanu drobinki magii leniwie wirowały przy skórze jego ucznia.
- Jak… - Tylko tyle elf zdołał z siebie wydusić, widząc nową barwę własnej mocy. Głęboki kolor był zachwycający i jakby znany, ale zupełnie nie rozumiał czemu się zmienił.
            Eshan dopiero po chwili zauważył, że przyjaciele na moment przystanęli. Zbliżył się do Amarina i chwycił jego nadgarstek, chcąc przyjrzeć się z bliska. Ich spojrzenia spotkały się. Zaskoczenie malujące się na twarzy przyjaciela zaniepokoiło młodego Ciania.
- To tylko moc – powiedział.
- Tak, wiem – zapewnił, wyrywając dłoń i rozpraszając magię. – Lepiej chodźmy dalej.
Viden uśmiechną się lekko.
- Jak mówiłem, - kontynuował, - ona sama dopasuje się do was. Jeśli wy się zmienicie, jej kolor również. Atak Se’ali bez wątpienia nie był miłym przeżyciem, być może dlatego moc Amraina zmieniła kolor.
Elf już go nie słuchał.
~ Jego oczy… To kolor jego oczu! Ale dlaczego? – powtarzał w myślach.
Miał tylko nadzieję, że Eshan nie zauważył tego wcale nie drobnego podobieństwa. Stali blisko siebie, w dodatku czar był na wysokości oczu maga. To nie mogło być przewidzenie, jego moc naprawdę przybrała tę samą barwę, co tęczówki przyjaciela.

***
            Zwinniejszy od elfów, szybszy od harionów, skrzydlaty jak anioły i silny jak coatl. Savareal, rasa idealna. Suną bezgłośnie w ślad za ludźmi, niewyczuwalny dla wrażliwego węchu wilka. Nawet hariony były bezbronne, w końcu opierały się na wyczuwaniu magii. A on był jej pozbawiony. Nie jak Se’ale, których głód mocy jest wyraźny jak sama moc. On nigdy nie miał mocy, był jedyną inteligentną istotą, która narodziła się pozbawiona jakichkolwiek śladów magii. A mimo to potrafił jej używać. W ułamku sekund zmieniał kształt, zbyt szybko, by ktokolwiek dostrzegł moc. Za to siła, szybkość i rozwinięte zmysły czyniły z niego najlepszego, cichego zabójcę. Nawet bogowie o nim nie słyszeli, obwiniając o zbrodnie Se’ale, akurat ten jeden raz, zupełnie niewinne.
            Staną opierając jedną dłoń o pień drzewa. Zobaczą go? Musieliby się odwrócić, a nim to zrobią, on skryje się wysoko wśród gałęzi, nie czyniąc przy tym najmniejszego szmeru. Uśmiechną się do własnych myśli. Magowie nie mieli szans się z nim równać, mógłby zabić ich wszystkich, a oni nawet nie zorientowaliby się kiedy i skąd przyszła śmierć. Długi, silny ogon zakołysał się tuż nad ziemią. Czerwone jak u bestii oczy zalśniły niebezpiecznie i już go nie było. W dwóch skokach był na gałęzi, jak dziecko las kucał wysoko nad ziemią, bez cienia lęku. Ukryty przez liście wyszczerzył kły, płasko kładąc uszy.
- Aidon… - wysyczał.
 Pazury zacisnęły się, a ogon groźnie kołysał się za nim. Wyszczerzył kły i zawrócił. Władca się wścieknie.         
***
            Viden snuł swoje opowieści, pozwalając uczniom odpłynąć myślami. Młody Cień miał mnóstwo powodów do niepokoju, a elf nadal pozostawał w szoku po tej drobnej zmianie. Dał im więc czas. Ich nowi towarzysze zafascynowani słuchali jego słów, wyobrażając sobie wydarzenia minionych epok, które tak szczegółowo opowiadał.
            Powietrze zafalowało w wyczuwalny tylko dla harionów sposób. Nawet nie drgnęły, nauczone nie zdradzać bogów. Jeśli zechcą, sami się ujawnią.
- …Aby zapobiec dalszym rozlewom krwi, zawarto pakt – mówił mag. – Bogowie objawili się swoim ludom nakazując przyłączenie się do niego.
Ettariel wybuchła śmiechem.
- Ha ha ha, doprawdy, nie musisz się śmiać za każdym razem, gdy to usłyszysz – powiedział Aidon.
- Ale to było śmieszne! – broniła się bogini, unosząc się nad głowami ludzi.
- Bogowie wtrącili się w sprawy śmiertelników? – spytała Issmira, niedowierzając.
- Tak – zapewnił Viden. Przemilczał jednak fakt, że to z ich powodów wcześniej trwała najkrwawsza z wojen w historii ich świata. –  I do dziś się wtrącają. To oni powołali Cieni, aby strzegli paktu i walczyli w obronie wszystkich Isegrian.
- A biedacy mdleją na widok Aidona! – wtrąciła Ettariel, choć z oczywistych powodów, poza Aidonem i harionami, nikt jej komentarzy nie słyszał.
- Mdleją, mogli by od razu zawału dostać! Przecież jak ten idiota mnie wtedy zobaczył, trzy razy stracił przytomność! Co z niego za król, skoro własnego stwórcy się bał?!
Wesoły śmiech bogini rozbrzmiał w lesie.
- A potem cię błagał, byś nie zabijał swojego wiernego i uniżonego sługi.
- Wtedy naprawdę miałem ochotę to zrobić. Nie dał mi dojść do słowa! Cholerne anioły.
- Mogłeś stworzyć ciut milszą rasę, Aidonie.
- Żadnemu z nas nie udało się stworzyć „miłej” rasy.
- Ale jeśli wszystkie kraje dołączyły do paktu, to z kim mieli walczyć? – spytał Cor.
- Niechęć elfów do aniołów sięga zamierzchłych czasów. I choć obecnie nie znane są powody ogólnej wrogości, ona sama przetrwała do dziś. Tylko dzięki Cieniom nie doszło do starć – oznajmił Viden. – Wtedy faktycznie, nie mieli z kim walczyć. Ale jak już wspomniałem, teraz trwa wojna.
- Z kim? – spytał Yel.
- Nie wiemy – odpowiedział Amarin. – Cienie biegają bo całym świecie, non stop ktoś znika, giną niewinni ludzie, spalone zostają całe wioski. Władcy są bezradni, ktoś napada ich królestwo, a oni nie wiedzą skąd przyjdzie kolejny atak.
- Cienie też nie wiedzą?
- Nawet my nie wiemy – przyznał Aidon, ze złością.   
- Może i wiedzą, ale nic nam nie chcą powiedzieć.
- Cienie wiedzą tyle co i my – zapewnił Viden. - Ktoś zgromadził Se’ali i stworzył z nich armię. Ale dlaczego mu służą? Jedyne, czego te potwory mogą pragnąć to skrócenie ich żywota. A tego nikt nie może zrobić.
- Są nieśmiertelne? – spytał Iastin.
- Tak. To jedyne w pełni nieśmiertelne istoty. Można zadać im ból, ale nie zabić.
- I kiedyś byli Cieniemi – przypomniał Yel.
- Klątwa Se’ala powstała na długo przed powołaniem Cieni – powiedział Viden. - Większość z nich nigdy nie miała z nimi styczności.
- Nie wiesz ilu Cieni złamało przysięgę – wtrącił Amarin. - Równie dobrze to oni mogą nas teraz atakować.
- Rozumiem twoją nienawiść do Cieni, wszak jesteś elfem, ale nie zniechęcaj do nich naszych nowych Isegrian. Niech sami ich ocenią.
- Jak chcesz, mistrzu. Wyrażam tylko swoje zdanie.
Issmira zastanowiła się chwilę, przygryzając wargę.
- Czemu ich nienawidzisz? – spytała.
- Bo przed nikim nie odpowiadają, nikomu nie służą i nikogo nie słuchają. Są sami sobie władcami i wszyscy muszą być im posłuszni, zawsze wierzyć w ich osądy bez względu na to, jak bardzo są absurdalne i czy poparte jakakolwiek logika.
- A w skrócie, bo powołał ich Aidon – wtrącił Viden.
- To też.
- A nie mówiłam? – spytała Ettariel. – Nikt cię nie lubi!
- Anioły mnie kochają!
- I dlatego trzęsą gatkami na twój widok? Boją się! A skoro tak, muszą cię nienawidzić.
- Masz pokręconą logikę. Jestem bogiem śmierci! – przypomniał Aidon. - Muszą się mnie bać!
- Powołał ich, by nas chronić, prawda? – spytał Iastin, chcąc się upewnić. Viden skinął głową, więc kontynuował: - Czemu go… - szukał przez chwilę właściwego określenia.
- Nienawidzę? – podsunął elf. – Aidon zabił Elirenę. 
- Kim ona była? – spytał Yel.
- Boginią, która stworzyła elfy – wyjaśniła Iss. - Nawet takich rzeczy nie wiesz?
Cor zgromił dziewczynę wzrokiem. Niby skąd jego przyjaciel miałby to wiedzieć? Większość ludzi z Aslary już dawno uznała, że bogowie ich opuścili, skazując na łaskę duchów z Pustej. Yel spuścił głowę, zawstydzony, a kolor jego twarzy upodobnił się do barwy czerwono-rudych włosów.
            Las, gęsty i ciemny skończył się nagle, a przed nimi ukazał się piękny widok szumiącego morza i pieniących się fal, uderzających o brzeg. Pusta kończyła się niemal równo z linia brzegową, pozostawiając plaży jedynie metr czy dwa piasku, dzielący ich teraz od niebieskich wód. W oddali dostrzegli statek z opuszczonymi żaglami, a niedaleko brzegu unosiły się dwie łódki, które miały zabrać ich na pokład. Widząc ich marynarze przypłynęli bliżej, choć osobiście ani myśleli postawić stopy na suchym lądzie. Kto wie, jakie licho czai się w tej przeklętej puszczy? 

3 komentarze:

  1. No, sama bym się bała Aidona, skoro taki straszny xd
    Jacyś Savareal'owie, tworzysz kompletnie nowy świat!
    I coś dawno cię nie było... D: Mam nadzieję, że następnym razem nie będzie takiej długiej przerwy

    OdpowiedzUsuń
  2. "~ Jego oczy… To kolor jego oczu! Ale dlaczego?" Czyżby uczucia Amarina uległy zmianie i skierowały się na Eshana? Jak się dowie, że jego przyjaciel jest tak przez niego znienawidzonym Cieniem będzie wściekły. Może się odwrócić od niego. A wtedy obaj będą cierpieć.
    Mam wrażenie, że Eshan nie zastanowił się zbyt dobrze nad wyborem funkcji Cienia. Co zrobi w momencie, kiedy Amarin będzie potrzebował pomocy, a on będzie musiał go zostawić i wykonać powierzone zadanie, które nie będzie mogło czekać. Czuję, że przed oboma są trudne chwile.
    To teraz czeka ich podróż statkiem. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Chcesz dowiedzieć się co inni sądzą o Twoim blogu? A może chcesz zostać jednym z oceniających?
    Było już naprawdę wiele ocenialni yaoi, jednak żadna długo nie pożyła. Pomóż stworzyć nam coś trwalszego!
    http://yaoi-shelf.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń